Archiwum grudzień 2006


gru 29 2006 reniferek
Komentarze: 13

Coś mi dzisiaj przytaszczył spóźnialski Mikołaj.

 

 

 

Wybrane wierszyki i blogowe notki. Odlot :-)))

 

fanaberka : :
gru 27 2006 pastwiska
Komentarze: 4

Robal budzi mnie o świcie, szybciej, szybciej - ponagla, chociaż nic wielkiego nie dzieje się w pobliżu, tylko wschód zapowiada się fotogeniczny, kłębiasty i czerwony.

 

Lekki mróz zaciąga pola cienkimi tafelkami lodu. Rozgniatam je w biegu jak delikatne szkło. Pastwiska i łąki, aż po horyzont, jestem w stanie przebiec bez większego zmęczenia (:-D).

 

Kork, kork – kracze kruk na tym co zazwyczaj, samotnym dębie pod lasem.

Wieś wychyla się z sinych prętów powietrza: zagrody dla koni, których już nie ma, chałupy jak skrzynie porzucone przy drodze, kościelna wieża sunie czerwienią w przestrzeń, a w niebie różowym od obłoków jeszcze jeden i jeden obłok.

 

 

 

Przywiozłam kilkadziesiąt przesadnie i tandetnie płomiennych zdjęć.

 

Dzisiaj padał rzadki deszcz i dzień był szary od wilgoci.

 

PS. Dziękuję Wam za życzenia. To były dobre Święta :-)

 

 

 

fanaberka : :
gru 21 2006 * * * * * * * *
Komentarze: 11

„Nie wiadomo, dlaczego uciekają i nie wiadomo, dlaczego nagle uspokajają się te dziwaczne hinduskie kaczki hodowane nad stawem w Oborach.”

                                Julia Hartwig Błyski

 

 

 

Ma 82 lata i od kiedy pamiętam jest - podobnie jak żona - świadkiem Jehowy.

Niedawno pożyczył od nas drabinę i udekorował świerk w ogródku. Od trzech dni przesiaduje na krześle przed domem, w nikłym świetle bazarowych lampek i słucha kolęd wydzwanianych przez zielone pudełko.

 

Życzę Wam, Drodzy Goście, Wesołych Świąt.

:-)

 

Ps:
nie wybierałam cytatu, zdałam się na przypadek:
otworzyłam tomik i dotknęłam palcem :-))

 

fanaberka : :
gru 19 2006 performance
Komentarze: 5

Biegnę otworzyć. Jakiś mężczyzna roznosi ulotki, zatacza się od furtki do furtki – jak Renek Organista z opłatkami.

 

Myję szyby. Czarny dzięcioł skacze z gałęzi na gałąź i krąży wokół pnia, kryjąc się przed moim spojrzeniem.

 

Odkurzam. Dzikie ogrody i nimfy zwiewne jak marzenie wychodzą dobrze w albumach na nocnym stoliku.

 

Za domem rośnie las. W nim inna galeria, inne performance.

 

 

 

fanaberka : :
gru 17 2006 kochany pamiętniczku
Komentarze: 3

Trudno uwierzyć, że za tydzień święta, las jest słoneczny i soczyście zielony.

Wczoraj i dzisiaj rano prałam i prasowałam - mamy tu co najmniej dwanaście okien. Następnie przyjęłam gości, później ugotowałam obiad, a po powrocie z lasu obejrzałam w necie niepokojący obraz i napisałam wiersz – mam nadzieję, że równie niepokojący. ;-D

Rower jak nietoperz zawisł na hakach pod sufitem, gdzie przeczeka zimę, ale mam jeszcze drugi, taki z koszykami na zakupy ;)))

Podcięłam włosy Robalowi i czekam na kolejkę do wanny.

 

Pa, Kochany Rowerku, do wiosny :-) 

 

 

 

fanaberka : :
gru 17 2006 Chirico
Komentarze: 8

nie zaśniesz całkiem

na horyzoncie
bezsenność przybierze postać
ładunku owoców
i dojrzewać będzie pod pokładem

nastroszą się maszty ochrypłe syreny
spróbują ją wywołać
pociągi w pospiesznych wierszach
dudnić będą w portowym centrum
które nie pozna zapachu sadów
jedynie rdzawy pożar stacji

osie symetrii i punkty odniesienia
krzywić się będą pod ich ciężarem
w grubym oknie płótna
zapalą się ugry kurz sjeny i cienie
w dziwacznym porządku
sunąć będą po placu

gdy wenus odrzuci głowę a pustka
zamieszka tam gdzie wczoraj
tliła się samotność

owoce będą gotowe i akt
będzie blisko

nie zaśniesz całkiem


 

 

 Giorgio de Chirico (1888-1978) - Niepokój poety, 1913.

 

 

fanaberka : :
gru 16 2006 ojcowie
Komentarze: 20
fanaberka : :
gru 14 2006 Śniły mi się schody.
Komentarze: 5

Stałam na szerokim, dębowym stopniu, widziałam jego gładkość, czułam zapach świeżo polerowanego drewna.

Schody prowadziły półłukiem na nieistotne piętro z cienistym balkonem, po którym przesuwały się nieruchome postaci z teatru cieni. Ale ja patrzyłam w dół, w stronę obszernej sieni, a raczej pustej przestrzeni wypełnionej rozproszonym światłem. Ograniczały ją miękkie ściany o fakturze mlecznego szkła. Były jedynie tłem dla balustrady, prostej i masywnej – w moim śnie liczyły się schody: piękne i moje. Mężczyzna, który je dla mnie zbudował i miał wiele powodów do dumy – był gdzieś w pobliżu.

Obudziłam się w środku nocy, bezpieczna, z uczuciem ulgi i wytchnienia, jakiego nie pamiętam, a może nie poznałam.
„Kochaj mnie.”

 

fanaberka : :
gru 12 2006 [haiku] wersja klimatyczna
Komentarze: 2

śnieg hen za szybą

na niebieskim obrusie

kryształki soli

 

fanaberka : :
gru 11 2006 czytam sobie
Komentarze: 6

„Choćbyście się, kochani, zesrali, i tak nie będziecie lepsi niż Szymborska.”

             Jerzy Grupiński (za sosnowski.blog)

 

Jest genialna. Pisze lekko, prosto i czysto. A tymczasem świat jej poezji jest nieludzki, pozbawiony intymności. Nie ma tu nikogo, kogo można by opiewać, kontemplować, adorować. Ludzie są tylko przedmiotami badań, skazanymi na obojętność, rzeczowość, matematyczną bezosobowość i dystans rządzącego nimi szefa laboratorium - okrutnego, zimnego obserwatora.

 

 

Wisława Szymborska - Może to wszystko

 

Może to wszystko
dzieje się w laboratorium?
Pod jedną lampą w dzień
i miliardami w nocy?

Może jesteśmy pokolenia próbne?
Przesypywani z naczynia w naczynie.
potrząsani w retortach.
obserwowani czymś więcej niż okiem.
każdy z osobna
brany na koniec w szczypczyki?

Może inaczej:
żadnych interwencji?
Zmiany zachodzą same
zgodnie z planem?
Igła wykresu rysuje pomału
przewidziane zygzaki?

Może jak dotąd nic w nas ciekawego?
Monitory kontrolne włączane są rzadko?
Tylko gdy wojna i to raczej duża.
niektóre wzloty ponad grudkę Ziemi,
czy pokaźne wędrówki z punktu A do B?

Może przeciwnie:
gustują tam wyłącznie w epizodach?
Oto mała dziewczynka na wielkim ekranie
przyszywa sobie guzik do rękawa.

Czujniki pogwizdują,
personel się zbiega.
Ach cóż to za istotka
z bijącym w środku serduszkiem!
Jaka wdzięcza powaga
w przewlekaniu nitki!
Ktoś woła w uniesieniu:
Zawiadomić szefa,
niech przyjdzie i sam popatrzy!

 

fanaberka : :
gru 10 2006 rozkład
Komentarze: 2

Powalony pień topoli szybko butwieje, ale sam cypel niewiele się zmienia. Słaby nurt podmywa drugi brzeg. Po tej stronie powierzchnia wody jest gładka i nieprzepuszczalna jak lustro: najmniejszego ziarnka piasku w niebie, ani jednej chmurki na dnie.

 

Czasami skręcam tu z przyzwyczajenia i wiem o parze, która też tu bywa.

 

Pewnie są młodzi i żywiołowi i może ich intymne bycie ze sobą nie jest wynikiem postanowień, ani złudzeń stworzonych przez nudę i samotność, czy aktem rezygnacji. Może kochają się tu beztrosko, nie zważając na zapach mułu, pod gołym niebem, we własnym zapachu róż i pomarańczy, nie myśląc o rzece, ani o deszczowych dniach.

 

Nie wiem, kim są i nigdy ich nie poznam. Widuję tylko to, co po nich pozostaje: kapsuły niedbale porzuconych prezerwatyw, różowych, czasem pomarańczowych. Wystawione na dzienne światło, wilgoć i powietrze, oślizgłe i zmięte, rozkładają się w trawie.

 

 

fanaberka : :
gru 09 2006 jajka na twardo
Komentarze: 1

„Przyszło mi do głowy (nad jajecznicą w wagonie restauracyjnym ekspresu Warszawa-Berlin), że być może obsesyjna potrzeba wielu Polaków, by zaraz po wejściu do pociągu jeść jajka na twardo, jest nieświadomym gestem symbolicznym? Że niby wyruszając w dal, rozpoczynamy nowe życie, jak nie przymierzając w wielkanocny poranek?”

Jerzy Sosnowski (blog)

 

Wklej to na bloga – śmieje się Robal.

 

To była niedaleka wyprawa i nie mieliśmy ze sobą podróżnej wałówki, ale tuż po powrocie do domu, mimo późnej pory, zjedliśmy sobie po jajku na twardo.

Dobranoc :-)

 

fanaberka : :
gru 08 2006 kret
Komentarze: 2

Nie, nie byłam tą „Istotą”, której nieznajomy mężczyzna otworzył drzwi w sklepie z winami przy Rondzie ONZ :-))). O tej porze siedziałam pod tablicą na wysokim, barowym stołku. Opowiadałam o potędze oceanicznych grzbietów, o sile magmy lejącej się z gigantycznych pęknięć w skorupie i o mocy stygnącego bazaltu, zdolnego wynosić lądy i otwierać oceany.

 

Dawid z ADHD wpatrywał się we mnie z szeroko otwartą buzią, a potem zerwał się gwałtownie, przewracając krzesło i zapytał: 

„Proszę pani, a czy kret to jest taki duży jak ja?”

 

Nie widziałam śladów kreciej roboty nad Wisłą, być może gigantyczni mieszkańcy podziemnych nor nie są zdolni przetrwać wiosennych spiętrzeń.

 

Nie udało mi się zobaczyć sarny. Szłam po jej śladach przez rozległą plażę, naprzeciw zachodzącemu słońcu. Widziałam miejsce, gdzie weszła do rzeki i zapewne piła różową wodę. Potem musiała się rozpłynąć w powietrzu przesiąkniętym wonią mułu i gnijącej trawy, bo – chociaż przemierzyłam brzeg wzdłuż i wszerz – tropów skierowanych w stronę lądu nigdzie nie było .

 

 

 

fanaberka : :
gru 07 2006 zero jeden
Komentarze: 3

Nie pierwszy raz ktoś chce ze mną rozmawiać o blogach i życiu w necie. Odmawiam, bo brak mi na to siły, a co najważniejsze - pomimo kilku lat doświadczeń niewiele mam do powiedzenia.

 

Odgrzebałam w necie swój tekścik z maja tego roku. Był głosem w dyskusji, drugim z cyklu (pierwszy się rozpadł do jedynki i zera i zniknął całkiem;). Rozczulił mnie, zwłaszcza finisz:

 

 

******************
Pamiętam, jak walczyłam o uznanie istnienia wirtualnej „cielesności” :-) Zasadniczo nie zmieniłam zdania.
Pewnie, że "wirtual" to inny świat – produkt naszej wiedzy, stworzony na ludzką miarę, bo przez nas, w naszych mózgach. Świat realny, który istnieje niezależnie od nas, naszych myśli, marzeń, jest niepoznawalny. Na przykład: rzekę, skarpę, nawet swój ogród znam tylko częściowo, nawet nie wiem, co kryje trawa, nie mówiąc o koronach drzew. Tymczasem ich obraz, który tworzę w necie, jest zgodny z moim obrazem świata, pełen niedoskonałości, uproszczeń, skrótów – ot taki sobie subiektywny twór. Odwiedzam w necie analogicznie wykreowane, równie uproszczone światy, sądzę jednak, że wiele mówią one o swoich twórcach, obnażają ich w większym stopniu, niż przygodne spotkania, czy pospieszne rozmowy w korytarzu. Wydawać by się mogło, ze w świecie, który nie istnieje, nic nie ma żadnego znaczenia, tymczasem, paradoksalnie, takie bezcielesne spotkania generują „cielesne” reakcje: emocje, uczucia, opinie.
Łatwo się pogrążyć :-)


fanaberka : :
gru 06 2006 Budowniczy
Komentarze: 0

Tylko jedna sosna stoi na skarpie w najbardziej odsłoniętej, wietrznej części urwiska. W dole widać wydeptane alejki i solidne, malownicze budowle osiedla bobrów. Na samej górze, pomiędzy jesionem a krzakiem głogu, ktoś sklecił szałas ze świeżych, niedbale narzuconych, sosnowych gałęzi.

 

Czekałam z nadzieją, że o zmroku bobry powyłażą z nor, ale to nie one, lecz Budowniczy pojawił się przed zachodem słońca i wraz z rowerem zniknął w pachnącym żywicą wnętrzu.

 

I już nie byłam intruzem, lecz najeźdźcą, kiedy tak siedziałam na wprost wejścia zastawionego gałęzią, a suche strąki jesionu grzechotały nade mną niczym kołatki w drzwiach.  

 

Na zdjęciu - ul. Bobrowa.

 

fanaberka : :
gru 05 2006 noc wilkołaka [haiku]
Komentarze: 15

ach, co za księżyc!

paradują obłoki

pies ziewa w budzie

 

fanaberka : :
gru 03 2006 Zachód
Komentarze: 9

Ujście olśnione, a drzewa składają gałęzie na kształt litery V, jakby słońce było Mesjaszem mającym dowieść, że światło powraca.

 

Potrafię sobie wyobrazić, że siedzisz na obalonym pniu olchy. Na prawo przytulny dom bobrów, o którym wiem od dawna, a właściwie od przedwczoraj. Na lewo popiół po wygasłym ognisku, z którego wiatr w nieskończoność wyczesuje zapach dymu.

 

I chociaż wieki temu bezpowrotnie rzuciłam palenie, potrafię sobie wyobrazić, jak wyjmuję ci z ust papierosa. Potem zaciągam się po szczyty płuc czymś, co nie istnieje – drapiącą w krtani pustką.

 

 

 

fanaberka : :
gru 02 2006 czysty przypadek
Komentarze: 7

Jest ciepło. Tak ciepło, że muchy buczą w trawie pośród gnijących liści a młode bazie zakwitają lekkomyślnie tuż obok przejrzałych głogów. Mężczyzna, który zimą przemierza rzekę na biegówkach – maszeruje rytmicznie ścieżką, odpychając się kijkami. Nosi bardzo ciemne, narciarskie okulary i nie zdejmuje ich nawet w obliczu spektaklu, jaki na powierzchni Wisły odgrywa zachodzące słońce.

 

Moja ciekawość jest bez wzajemności i jestem tu tylko intruzem.

 „Wytropię was wszystkie” – obiecuję, ale one nawet nie wiedzą, że nazywam je bobrami a na moje pogróżki odpowiadają lekceważącym milczeniem. Chodzę po cienkiej skórce oddzielającej moją jasną przestrzeń od ich tajemnych podziemi.

 

To czysty przypadek, że stoję dokładnie w tym miejscu, tego dnia, pod bezchmurnym niebem, w tej krótkiej chwili, kiedy słońce wpada wprost do odległego o kilka metrów wejścia, przemierza podziemny korytarz, a z mrocznej szczeliny w ziemi bucha pomarańczowe światło. Spektakl trwa kilkanaście sekund, ledwie zdążam uruchomić aparat.

 

 

 

Bobrowe siedliska są gliniaste, udeptane, uklepane ogonami, mokre i śliskie, zasypane wiórami i wikliną. Wnętrze nory - czyste, suche i przytulne, delikatnie pachnie bobrami.

Tutaj jest zdjęcie podwodnego wejścia do nory.

A tutaj wyjście awaryjne, a może kanał wentylacyjny, a kto je tam wie :-)

 

 

 

fanaberka : :
gru 01 2006 niech
Komentarze: 7

 Negocjowała z kierowcą cenę biletu – śmieszna i irytująca, w letniej spódnicy i spłowiałej, ortalionowej kurtce, z tą swoją starczą stanowczością i niesłusznym przekonaniem o prawie do ulgi. Gdy wreszcie zmyślił, że opłata obejmuje koszt przewozu psa – nagle uległa, wdrapała się na boczne siedzenie i czule ucałowała rudy, spiczasty jak u mrówkojada ryjek.

Pochwyciła mój wzrok, pewnie też uśmiech – i już mnie miała do końca podróży. Mówiła do mnie ponad pustym rzędem siedzeń, bogatą mimiką wzmacniając matowy głos. Autobus warczał i zgrzytał, a na zakrętach szarpał nami jak manekinami do testowania luksusowych aut. Kobieta obok wzdychała zdjęta zgrozą, nerwowo ocierała się o moje ramię, a czarne włoski z jej futerka kruszyły się i sypały na mój szalik.

Słyszałam znikomą część opowieści, coś o operacji, „widzi pani – i żyje”, „psa to trzeba wychowywać do miłości”, „nie jestem głupia, tylko nie mam z kim rozmawiać”. Uśmiechałam się i potakiwałam głową z udawanym zrozumieniem, a suczka tuliła się do jej brzucha i wyciągała spiczasty ryjek do kolejnych pocałunków.

„Do widzenia” – skłamałam na schodach, chyba z uśmiechem, który pewnie był prawdziwy.
„Niech panią Bóg prowadzi” – usłyszałam za plecami, a autobus z sykiem i plaśnięciem odciął mnie od swojego niespokojnego wnętrza.

Potem wracałam w ciemności przez wydmy, a sosny pykały w koronach „pyk pyk”.

fanaberka : :