Archiwum 14 grudnia 2006


gru 14 2006 Śniły mi się schody.
Komentarze: 5

Stałam na szerokim, dębowym stopniu, widziałam jego gładkość, czułam zapach świeżo polerowanego drewna.

Schody prowadziły półłukiem na nieistotne piętro z cienistym balkonem, po którym przesuwały się nieruchome postaci z teatru cieni. Ale ja patrzyłam w dół, w stronę obszernej sieni, a raczej pustej przestrzeni wypełnionej rozproszonym światłem. Ograniczały ją miękkie ściany o fakturze mlecznego szkła. Były jedynie tłem dla balustrady, prostej i masywnej – w moim śnie liczyły się schody: piękne i moje. Mężczyzna, który je dla mnie zbudował i miał wiele powodów do dumy – był gdzieś w pobliżu.

Obudziłam się w środku nocy, bezpieczna, z uczuciem ulgi i wytchnienia, jakiego nie pamiętam, a może nie poznałam.
„Kochaj mnie.”

 

fanaberka : :