Archiwum luty 2008


lut 27 2008 smak prawdy
Komentarze: 3
 

Walusiowa dożyła pięknego wieku, a kiedy umarła - w śródleśnej kolonii nie było już drugiej zamieszkałej chałupy i nikogo, kto mógłby ją wyprowadzić pod kapliczkę na rozstaje. Podobno za trumną szedł tylko ksiądz i syn - Starszy Walusiów, więc nie było też nikogo, kto mógłby się dziwić i pomstować, że wyrodny Młodszy nawet na pogrzeb nie przyjechał ze Śląska, skąd przysłał tylko jeden krótki list, w którym zawiadamiał, że nigdy nie powróci.

Szybka jest wybita i strzępy firanki falują łagodnie na wietrze, jakby je unosił od środka czyjś oddech albo dłoń. Wiem, że mogłabym bezkarnie ominąć kapliczkę, obejść studnię i zajrzeć przez okno do chałupy - Walusiowa umarła, Młodszy Walusiów nigdy nie powróci, a Starszy gnije w kryminale.

I chociaż jest jedynym żyjącym mieszkańcem tego miejsca - to jego obecność wyczuwam i boję się, jakbym miała spotkać ducha. Wyobrażam sobie jak siedzi skurczony, w żałobnym stroju, w pustej izbie, która nagle zrobiła się obszerna i zbędna - skubie chleb wprost z bochenka i je ruchami dziecka, które się pociesza. I nagle widzę go odmienionego, w chwili spowiedzi: siedzi prosto, naprzeciwko posterunkowego, z rozchylonymi udami i pomiętą czapką w dłoni.  Mówi cicho i powoli o tym jak zabił brata i utopił w gnojówce przy wielkim kamieniu, a smak prawdy jest świeży i słodki jak owoc, który nabrzmiewał i dojrzewał przez lata, i czekał tylko na starą Walusiową, żeby wymienić się z nią miejscem na ziemi.

Nikt tu nie czeka na Starszego Walusiów, bo komu by się chciało wytrwać w czekaniu, skoro nawet dom łamie się i kruszy, a haczyki i zapadki, które miały chronić i zachować - teraz są pordzewiałe i pogięte. Kto mógłby go przyjąć z całą prawdą spowiedzi, skoro nawet ten, który tkwi nad głową jak latarnia, jak wywiadowczy satelita  i nie pozwala się ukryć - i tak nigdy nie odkrywa wszystkiego.

 

lut 22 2008 a jeśli chodzi o kije
Komentarze: 5
Wpisałam w google: "nordic walking długość kija" i przeglądałam linki. Jedna z informacji jest tutaj:

Chodzi się z tym naprawdę fajnie, chociaż na początku miałam spore trudności koordynacyjne. Z prawą ręką jest łatwiej, lewy kij nadal czasem mi lata na boki. W ciągu trzech dni przewędrowałam kilkadziesiąt kilometrów.

Niestety, od wczoraj mam zaplanowaną, obowiązkową, kilkutygodniową przerwę w uprawianiu jakiegokolwiek sportu.
Kije zostały na wsi, a ja tu siedzę zabandażowana jak mumia.
poetka 
lut 21 2008 wiersz ;P
Komentarze: 1

sen o tobie
zawijam w biały papier
jak świeży pączek z różą
na wyprawę do ujścia 

wielka równina
od masztów po trawy
z plażą pomiędzy 

starzec który spróbował już
wszystkiego
ugniata ludzi z piasku i śliny
i ustawia dowolnie obok siebie

teraz ja 
tylko
patrzę

Może kiedyś skończę ten wierszyk ;)

fanaberka : :
lut 07 2008 śnieg
Komentarze: 2
 

Od pewnego czasu bardzo dużo pracuję. Nie czuję zmęczenia. Może dlatego, że jem więcej niż kiedykolwiek. Widzę jak podniosła mi się kondycja. Dzisiaj po godzinnym aerobiku, ot tak z marszu,  trzasnęłam sobie dziesięć pompek. Nie wiedziałam, że dam radę zrobić choćby jedną.

Kupiłam kije do nornic walking. Znalazłam w necie instrukcję obsługi. Jestem na pierwszym etapie nauki: potrafię chodzić po domu ciągając kije za sobą ;))).

Jutro ferie. Wyjeżdżam do koleżanki do Świebodzic, na kilka dni.

Mógłby spaść śnieg.

 

lut 05 2008 Tończa
Komentarze: 3

Niby lotnisko,
niby pas startowy. Liść
gotów do lotu.

Znalezione w necie: Fragment mapy sprzed wojny. Kiedyś mieliśmy taką w domu. Nie wiem co się z nią stało.

PS. Dałam na forum, a niech ;)))

lut 01 2008 Jaskinia Hazardu
Komentarze: 0

 

- Trzy bez atu - mówi Tata i równocześnie klika na odpowiedni przycisk. Każdy głupi by widział, że to zamknięcie licytacji, ale wirtualny partner nie daje za wygraną:

- 4 kier - głosi miękkim, beznamiętnym głosem.

- Zwariował! - burzy się Tata - A graj sobie swoje kiery, głupku!

 - Czy chcesz rozgrywać za partnera? - jak gdyby nigdy nic przymila się system, ale Tata jest zdegustowany, klika „nie" i drepcze za kotem do kuchni.

Komputer się zawiesza w najmniej  pożądanej chwili. Coś się psuje, ale Tata już nie może zostać pozbawiony kompa, więc trzej „moi" mężczyźni - Robal, Apollo i Mateła - wprowadzają w życie „plan awaryjny" i jadą jutro do Warszawy po nowy.

Odszukałam zeszłoroczne zdjęcie ze spotkania Braci, kiedy to różaniec i książki zostały zamknięte w barku na klucz, na stole nakrytym zielonym suknem wyrosły prawdziwe karty i stosiki monet, a słoneczny pokój Taty przekształcił się na jeden wieczór w jaskinię hazardu.

Tata pierwszy z lewej.