Komentarze: 3
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
29 | 30 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 |
06 | 07 | 08 | 09 | 10 | 11 | 12 |
13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 |
20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 |
27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 01 | 02 |
... czwarty do brydża.
P.S.
To u nas rodzinne...
Biała noc. Czuję jej śmiertelny oddech, kiedy brnę przez śnieg, niosąc na kompost obierki z ziemniaka. Mogłabym rzucić je w ogień, zamknąć piec i odejść, nie oglądając się za siebie. Zmyć popiół z rąk, oprzeć stopy na ciepłym grzejniku.
Jednak wśród skórek widzę młode kiełki – różowe, bezrozumne życie, którego nie chcę skazywać na piekło, żar i dym. Więc niosę je na pryzmę i grzebię w świeżym śniegu. Pod nimi już leżą liście, dwa pisklęta, a jeszcze głębiej wszystkie moje książki, zakopane jesienią w ogrodowej ziemi, w ochronie przed tułaczką i wieczną poniewierką.
Podobno umieranie z zimna jest słodkie, jak pierwszy sen. Lodowaty wiatr porzuca zaspę i białym całunem owija moje stopy. Przez chwilę się ocieram o jego piękno i grozę.
Potem sunę pospiesznie w stronę uchylonych drzwi sieni, ciepłego światła, smużek zapachu zupy, zanim całkiem skostnieję i zamarznę na śmierć.
Pewien kucharz z Warszawy (bar mleczny, stara Wola),
Łudząco podobny do króla Rock'nRoll'a
Ująwszy w dłoń blender
Zaśpiewał: Love me Tender
I… przeszedł do historii. Oh la la!