Jest w moim wieku i chyba nie używa kremu. Mówi, że jest złą matką...
Wynajmuje mieszkanie w mieście za rzeką i codziennie, wraz z Naparzaczem, przemierza pieszo kilkukilometrową drogę, przez stary mostek po kolejce wąskotorowej. Mogliby jeździć autobusem, ale te pieniądze przeznaczają na tańce syna.
- Ostatnio występował w Teatrze na Woli – uśmiech.
Uciekła od męża z piętnastolatkiem i dziewięciotygodniowym dzieckiem.
- Naprawdę musiałam, w ruch chodziła siekiera – zwiniętą dłonią dotyka piersi.
- A mój starszy, pamięta pani, wszyscy go w szkole pamiętają, jest w zakonie – znów uśmiech.
- Przeszedł tam odwyk i po dwóch latach przyjechał do domu. Na stole leżała książka, coś z romansem w tytule, wściekł się, że jaka ze mnie matka, że zamiast wychowywać młodszego truję go jakimiś lekarstwami, a sama... łzy.
- A ja przez te dziesięć lat nigdy, ani razu, nie poszłam, jak inne, za jakimś chłopem. Ani razu! Wierzy mi pani?? – szeroko otwarte oczy i znów zwinięta dłoń na piersi.
- Pani płacze? - nachylona twarz i jej dłoń na moim ramieniu.
Od jutra Naparzacz wróci do swoich leków.