Komentarze: 1
Oczyściłam z twardej, łuszczącej się farby i umalowałam ostatnie przęsło ogrodzenia. Jakby w nagrodę za wygraną rundę w walce z rdzą, jakby specjalnie dla mnie spadła pierwsza żółta gruszka. Wyrosła i wyglądała na soczystą i dojrzałą, ale szybko okazało się, że tylko udawała. Gruba skórka, gorzki miąższ i drążący gniazdo robak - to wszystko, co w dzisiejszej promocji mogła mi zaoferować stara grusza. Więc wzięłam tylko to co zwykle.
I tak siedzę w znajomym i sprawdzonym cieniu, pod baldachimem ciężkich gałęzi, z nadmiarem bezużytecznej śliny w ustach. Myślę o tym co zrobię, gdy przyjdzie nareszcie spodziewany urodzaj. Dżem gruszkowy z borówkami, gruszki w occie, kompot z gruszek, gruszkowy susz. Będzie słodko. Tak.