rozkład
Komentarze: 2
Powalony pień topoli szybko butwieje, ale sam cypel niewiele się zmienia. Słaby nurt podmywa drugi brzeg. Po tej stronie powierzchnia wody jest gładka i nieprzepuszczalna jak lustro: najmniejszego ziarnka piasku w niebie, ani jednej chmurki na dnie.
Czasami skręcam tu z przyzwyczajenia i wiem o parze, która też tu bywa.
Pewnie są młodzi i żywiołowi i może ich intymne bycie ze sobą nie jest wynikiem postanowień, ani złudzeń stworzonych przez nudę i samotność, czy aktem rezygnacji. Może kochają się tu beztrosko, nie zważając na zapach mułu, pod gołym niebem, we własnym zapachu róż i pomarańczy, nie myśląc o rzece, ani o deszczowych dniach.
Nie wiem, kim są i nigdy ich nie poznam. Widuję tylko to, co po nich pozostaje: kapsuły niedbale porzuconych prezerwatyw, różowych, czasem pomarańczowych. Wystawione na dzienne światło, wilgoć i powietrze, oślizgłe i zmięte, rozkładają się w trawie.
Dodaj komentarz