Świętowaliśmy z Mężusiem i telewizyjną dwójką urodziny Mistrza: monumentalna muzyka, monumentalne wnętrza… Słuchaliśmy wciśnięci pod kołdrę – zbyt mali, zbyt głusi…
Po powrocie z pracy ochoczo wskoczyłam na blogi… w miarę czytania pewnej notki czułam się coraz gorzej…a tu jeszcze przy ostatnim zdaniu telefon z poradni: „Pani doktor zarządziła powtórzenie zdjęcia w pozycji ukośnej, nie wiemy z jakiego powodu”. Cztery rentgeny, czy pięć – co za różnica! Tylko ten niepokój… cholera znaleźli to coś, czy co?
Siódme poty w siłowni, a potem ten koncert zrobiły swoje: już mi lepiej! Może nawet popróbuję winka z wisienek (jest bardzo udane, żaden kwas!)
I jeszcze jedno, drodzy Bogusie: obiecuję poprawę. Chyba nawet się domyślam, gdzie popełniłam błąd. Ten blog coś mi daje, coś mi załatwia, notki i komentarze kieruję bardziej do siebie, niż do Was, ale nie traktuję Was przedmiotowo! Nie przypominam sobie, abym miała intencję przekopania komuś…ale możliwe, ze zabrakło mi wyczucia… i nie tylko tego…
Życzę wszystkim dobrej nocy!