Komentarze: 8
z gniazda na ziemię
młode wróble jak piłki
pod okiem wrony
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 | 07 |
08 | 09 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 |
15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 |
22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 |
29 | 30 | 31 | 01 | 02 | 03 | 04 |
z gniazda na ziemię
młode wróble jak piłki
pod okiem wrony
Apollo: Mamo, musisz dać mi kasę na garnitur, bo idę na wesele, a ten ojca ma za szerokie spodnie.
Robal (brzuch wciągnięty, nos zadarty, uniesiona brew): Słyszałaś, Żabo? Spodnie!.
Kwitną drzewka owocowe. Najsłodsze winogrono nie przetrwało zimy i chociaż jeszcze nie wykopałam martwej karpy, już nie podlewam i nie czekam na pąki. R. zasadził tu tylko jedno drzewo, jest krzywe i karłowate, ale to właśnie ono najmocniej pachnie, a każdego lata rodzi duże, soczyste, słodkie śliwki.
Skosiliśmy trawę i siedzieliśmy pod śpiworem, a R., jak zwykle, chciał wiedzieć, o czym myślę.
Kiedyś, gdy jeszcze byłam rusałką i czekałam na życie, o którym wiedziałam tylko tyle, że nadejdzie, marzyłam, że będzie proste: że zamieszkam w chatce, będę zbierać chrust, suszyć owoce, uprawiać ziemniaki, piec chleb i pisać ;). Minęło wiele lat, zanim zaczęłam sadzić drzewa i malować, i zaledwie kilka, od kiedy przestałam.
A jeśli chodzi o życie, to Giertych został moim ministrem, a mój panel internetowy znów źle działa, a jutro zobaczę palmę na Rondzie de Gaulle’a.
Dobranoc :-)
Pieseczki są fajne, ale czasami nie ma to jak dziki zwierz ;)
Śniłam poczerniałą ludzką czaszkę, tkwiła w kompoście, wśród dżdżownic, zbutwiałych liści i gnijących kuchennych odpadków. Po zębach i układzie szczęki rozpoznałam Ciocię, i wtedy sobie przypomniałam, jak ją zakopałam, za życia, pod murem, w drewnianej skrzynce z napisem KMS. Nie mogłam sobie przypomnieć, co jej wtedy obiecałam, ale byłam pewna, że nie dotrzymałam obietnicy.
Zarośnięta perzem wydma, na której próbowała kiedyś uprawiać rzodkiewkę i pomidory, jest teraz moim ogrodem.
Kwitną pierwsze drzewa. Żółtawe pszczoły obsiadły czereśnię, pracują zwyczajnie, cicho i zgodnie. Te na wiśniach syberyjskich - to leśne samotnice, większe, pękate i ciemnoszare. Odprawiają tu głośny rytuał: łączą taniec z brutalną walką, strącają się z kwiatów, przepędzają się z krzewu na krzew.
Druga Japonia. Pewnie powinnam tu spłodzić jakieś haiku, a nie opisywać sny.
jaki cichy zmierzch
czerwieni się tulipan
otwarty na pszczołę
Podzieliliśmy się drzewami: para grzywaczy zagnieździła się na dużym orzechu, a my pod małym, z plastikowym łóżkiem i stolikiem do kawy. Drzewa ciągną soki, słychać jak woda prze w górę i wypełnia naczynia, a ogród brzmi pykaniem, przypominającym łamanie chrustu, albo strzelanie iskier z ogniska. Łatwo zasnąć w ciemności, pod ciepłym śpiworem, gdy widzi się tylko niebo, ale to jeszcze nie ta pora roku, dziś jeszcze kołdra i sufit, dobranoc :-)
Nic się dzisiaj nie wydarzyło, prócz ulewy siekącej w mocnym, pomarańczowym słońcu i burzy z jednym piorunem. Kwitną bratki samosiejki, praprawnuki tych, które kiedyś dostałam od Mamy. Trochę zdziczały, mimo starannej uprawy, ale to jedna z dwóch pamiątek po Niej. Mają tę przewagę nad czarnym kapeluszem, że są niebieskie, białobrzegie i chyba niezniszczalne.
Wiosna w pełni, a jesienią spełni się moje marzenie o pracy na jednym, gołym etacie – jedno z nielicznych i marzeń i spełnień.
lustro sadzawki
upstrzone żabim skrzekiem
marszczy się chmura
Tynk zwietrzał i odpadł razem z dzikim winem, odsłaniając szpetny, graniczny mur. Szkoda, bo kos już plótł tam gniazdo, a teraz je porzucił, prawie gotowe, jeszcze bez jajek, z jasnym (?!) piórkiem w środku. Gdy „kiedyś” ukorzeniałam te pnącza z sadzonek zdobytych „gdzieś tam”, wyobrażałam sobie zieloną ścianę w kącie ogrodu. Nie mogłam wiedzieć ani o kruchości muru, ani o kosie, ani o tym wszystkim.
Posiadłam na własność kawałek wydmy. Pustynny ten mój ogród.
Wiosenne kwiatki, błyszczący żuczek i czerwone grzyby.
Ps. Grzyby, grzyby :-) Wyglądają z daleka jak listki skruszonego plastiku. A dla niedowiarków zdjęcie sprzed 2 lat
:-)
Życzę Państwu Wesołych Świąt :-)
Ps.
(i uważajcie na brzuchy
łakomczuchy)
:-)
Napisałam wiersz, był niebrzydki, a potem gwałtownie wyładniał ;-). Leży sobie cicho w warsztacie i nadal ładnieje :-)
_______________________________________________
nad dachami mrugają wielkie oczy kotów
nad dachami mrugają wielkie oczy kotów
nie większe niż plamki na szybie
zostawione przez pająka
jak kule gęstego żaru
w pustym polu
ani ciepłym ani zimnym
ktoś mógł zmyślić to niebo?
może lepiej odkryć siebie
zamruczeć po kociemu
leniwie przegiąć grzbiet
nabrać sił by marzyć
a potem spełniać kolejne toasty
w zapachu spłowiałej bawełny
oddawać się w dobre ręce
wróżek - pijanych Kasandr
patrzeć jak ktoś inny
w naszym paszporcie
podbija świat
Dnia: 2006-04-09 23:03:52, napisał(a): Fanaberka
Fanaberka
dłuży się przedwiośnie
w zeszłorocznych trawach
wolne ptaki
;-)))
między miękkim ciałem
a siodełkiem roweru
piasek Suchary
:-)))
wezbrana struga
pękate żaby skaczą
z szosy do nieba
osa w tramwaju
najlepsze wyjście – packa
z Życia Warszawy
Zmarł Lem.
Pamiętam „Solaris” i nieludzki ocean o niezwykłej, nieograniczonej mocy tworzenia, który z niewytłumaczalnych pobudek, w niepojęty, niemożliwy do zbadania sposób odkrywał i materializował elementy traumatycznych zdarzeń, wypartych do niepamięci.
Byliśmy tacy młodzi. Siedzieliśmy w piwnicy po przeciwnych krańcach deski do malowania, jednym głosem szydząc z ludzkiej pychy, która daje nam śmiałość by twierdzić, że stworzył nas na swe podobieństwo.
Jedna deska, dwa pędzle, farby i solaryjski ocean. Namalował jakieś męskie usta, ja suchą, zwichrzoną trawę czy zboże.
Już wiedział, co go czeka, tylko chyba jeszcze nie uwierzył.
Drzewa mają przechlapane: podmyła je rzeka, podkopały bobry, a teraz śnieg miesza się z deszczem, spływa po skarpie, wymywa ziemię spomiędzy korzeni, odsłaniając szczeliny do przepastnych nor. Próbowałam zajrzeć, jak przez bulaje, do obcego, podziemnego świata, ale niewiele można tam dostrzec, poza ciemnością i ciszą.
Wiem, że bobry tam są, zdradza je zapach i wilgotne ciepło. Pewnie się lenią, albo bobrzą w norach, bo cóż innego mają do roboty, skoro jest jedzenie, mieszkanie, a natura sama powala drzewa i zmienia bieg rzeki. Tłuściochy, szkodniki i śmierdziele!
A „Leśnoduchy”? Są takie ulotne. Już nie ma Swessie z przedwczorajszej fotografii, zniknęła, pozostawiając podtopiony, pociemniały, przesączony wilgocią pień. Za to w pobliżu ruin szpitala okulistycznego ktoś gapił się na mnie spod oka.
;-)