Komentarze: 4
Śniłam poczerniałą ludzką czaszkę, tkwiła w kompoście, wśród dżdżownic, zbutwiałych liści i gnijących kuchennych odpadków. Po zębach i układzie szczęki rozpoznałam Ciocię, i wtedy sobie przypomniałam, jak ją zakopałam, za życia, pod murem, w drewnianej skrzynce z napisem KMS. Nie mogłam sobie przypomnieć, co jej wtedy obiecałam, ale byłam pewna, że nie dotrzymałam obietnicy.
Zarośnięta perzem wydma, na której próbowała kiedyś uprawiać rzodkiewkę i pomidory, jest teraz moim ogrodem.
Kwitną pierwsze drzewa. Żółtawe pszczoły obsiadły czereśnię, pracują zwyczajnie, cicho i zgodnie. Te na wiśniach syberyjskich - to leśne samotnice, większe, pękate i ciemnoszare. Odprawiają tu głośny rytuał: łączą taniec z brutalną walką, strącają się z kwiatów, przepędzają się z krzewu na krzew.
Druga Japonia. Pewnie powinnam tu spłodzić jakieś haiku, a nie opisywać sny.