Komentarze: 13
Nie wiem gdzie teraz jestem, zapomniałam, tyle tutaj tych miast :-D
Zdobyłam jeden zamek i zaliczyłam kilka szczytów.
No fajnie jest.
Całuję Was wakacyjnie.
Fanaberka
:-)
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
31 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 |
07 | 08 | 09 | 10 | 11 | 12 | 13 |
14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 |
21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 |
28 | 29 | 30 | 31 | 01 | 02 | 03 |
Nie wiem gdzie teraz jestem, zapomniałam, tyle tutaj tych miast :-D
Zdobyłam jeden zamek i zaliczyłam kilka szczytów.
No fajnie jest.
Całuję Was wakacyjnie.
Fanaberka
:-)
Rzeka jest kręta, a las porastający brzegi zasłania horyzont. Ale my mamy wprawę, wiemy gdzie usiąść, żeby obejrzeć wschód słońca.
O świcie wielkie małże ustawiają się wzdłuż nurtu i rozgarniają piasek fontannami filtrowanej wody. Wypełniają żołądki odżywczym mułem, a potem znikają w toni. Wieje chłodem od zacienionej plaży i pewnie bym nie zwalczyła gęsiej skórki, gdyby nie wielkie, zawsze ciepłe ręce R.
Minęło tyle lat. Już prawie nie pamiętam innych ramion. Czasem myślę o nich z niedowierzaniem i wewnętrznym skurczem, jakby grudka gęstej, powolnej krwi zamykała mi na chwilę przepływ przez serce.
Siedzimy sobie z kawą pod orzechem. Wiewiórki straciły czujność i skaczą po gumowym wężu, w odległości metra od naszych stóp.
-Żaba pisarka i naukowiec – śmieje się R.
-Przeczytać ci, co napisałam? – pytam.
-Nie, pisz sobie co tam chcesz.
Mruży oczy i patrzy, jak bazgrzę tę notkę długopisem w zeszycie, bo Ula jeszcze śpi w pokoju z komputerem.
Podglądałyśmy wczoraj nietoperze: w środku nocy, lasu i wyspy na rzece. Ula, zdziwiona brakiem lęku przed ciemnością, powiedziała, że nigdy by nie przypuszczała, że w tak niewielkiej odległości od Warszawy może istnieć taki mały, odludny raj.
Kasiu, zrób mi korale, żeby mi pasowały do niebieskich spodni, białej bluzki, brązowych włosów, czarnych sandałów, żeby miały taką długośc jak tamte zielone i żebym wyglądała w nich na dychę mniej. <jestem miła>
Daj mailem znać co ty na to ;-)
:-D
Upał. W nocy grzmiało i lało. Niewiele spaliśmy, a o świcie przemarzliśmy w rzece do szpiku.
Wracam do pracy. Pa :-)
Upał.
Czekaliśmy na deszcz, ale skończyło się na grzmotach i błyskawicach.
Jakiś chłopak w krótkich spodenkach rzucił się pod pociąg. Pasażerowie wysiadali po stromych schodkach, a potem opowiadali o tułowiu bez głowy.
Ćwierć wieku temu był tu zaniedbany park: pamiętam zarośnięte ścieżki, kilka odrapanych ławek i starego obrzydliwca w płaszczu i kapeluszu, straszącego dziewczyny swoimi dobrami.
Obok nowoczesnego gmachu ocalało kilka starych lip. Niektóre jeszcze pachną, inne przekwitły i obsypują alejkę żółtym, suchym pyłem. Farba łuszczy się z ławek.
Zamknęłam oczy i chyba się zdrzemnęłam, bo zaczęłam śnić jakieś pocałunki, ramiona i jeszcze coś nieokreślonego. Wtedy przypomniał mi się płaszcz tego obrzydliwca. Wstałam i wróciłam w upał.
W trzecią rocznicę blogowania - Fanaberka w mokrym kostiumie kąpielowym.
Serdecznie zapraszam za rok.
:-DDD
Pracujemy z Ulą w warszawskim upale po 12 godzin dziennie.
Dziś byłyśmy nad rzeką.
Ps. Niektóre lafiryndy to normalnie w samych gaciach, a jakby mogły, to i to by pościągały!
Ula śpi pod orzechem. Ma za sobą długą podróż z południa Polski. Będzie tu mieszkać przez cały lipiec, nie wiem, czy z nami wytrzyma. Zdziwiła się, że Rzeka jest taka mała i płytka.
Sfotografowałam wierzby.
Iwci odpadła jedna operacja, niedługo wróci i pojedziemy (we trzy) na wieś, do Taty.
Do zobaczenia :-)
„Zobacz, las więdnie” – zdziwił się R. To przytulia przypuściła atak z tysięcy nasion, zalegających wiosną w powierzchniowych warstwach gleby. Teraz wysysa z podłoża cały azot i wodę, szybko wspina się, spina łodygi zadzierzystymi haczykami na nerwach liści i pokłada na roślinach runa, skutecznie je zacienia i wgniata w ziemię.
Jest nieprzyjemnie lepka i szorstka, ale kwiaty wydzielają zapach świeżego miodu, a więdnące ziele miło pachnie skoszonym sianem. Powoli żółknie i podsycha, ale zanim ulegnie zarazie i suszy, zdąży zaprzytulić las prawie na śmierć.
Trakcja elektryczna i gładka, gliniana droga kończą się przy bramie odludnej, strzeżonej, nowobogackiej daczy na granicy pól i lasu. Do jeziora można dotrzeć po długim marszu słabo zaznaczoną, leśną ścieżką, chyba rzadko uczęszczaną, zarośniętą jagodniakiem, trawą i mchem. Dawno temu ktoś ją oznaczył strzałkami rzeźbionymi w pniach. Z czasem zgrubiały, rozrosły się i wraz z drzewami wyniosły się w górę, wysoko ponad zasięg ludzkich rąk.
Nie znalazłam śladu domostwa, ale jestem pewna, że ktoś kiedyś mieszkał nad jeziorem, zbudował tu dom, posadził sad, uprawiał pole. Stara grusza góruje nad młodym lasem i gra dzikimi pszczołami, potężna czereśnia gra nielotom na nosie i kusi niedostępnymi owocami, a złamany pień włoskiego orzecha pogrywa ze śmiercią, uparcie wypuszczając młode pędy.
Wypełniłam się poziomkami i jagodami, których tu chyba nikt nie zbiera. Potem rozebrałam się do sandałów i pod czujnym okiem żurawia z wyspy wypłoszyłam stadko kaczek z grzybieni. Woda, początkowo krystalicznie przejrzysta, natychmiast zgęstniała od drobin mułu, które okleiły i poczerniły włoski na moim ciele. Nie wiedziałam, że jestem taka kudłata, jak siła nieczysta z torfu rodem.
Chyba za długo bawiłam się w rusałkę, bo Iwcia wyjechała po mnie na skraj lasu.
Dotarcie do otoczonego złą sławą jeziora wymaga dwugodzinnej wędrówki w głąb starego, nietypowego dla tych okolic, ciemnego lasu, z przewagą drzew liściastych i olbrzymich świerków. Drogę wyznacza szereg krzyży i poczerniałych, drewnianych kapliczek na wysokich palach, z gipsowymi figurkami, obrośniętymi pajęczynami i kurzem. Każdą otacza sześć starych drzew. „O, już jesionowa” – myślę sobie. Jest też grabowa, lipowa, świerkowa, dębowa, akacjowa, brzozowa.
Niewidoczne, głębokie dno jeziora jest podobno grobowcem Żydów, szukających w tych lasach ratunku przed Treblinką, ale podstępem rabowanych i topionych przez właściciela, który po wojnie wyjechał za ocean, by tam się cieszyć bogactwem i życiem.
Nad jeziorem stoi chatka, obrośnięta jaśminami i małym poletkiem lichego żyta, zachwaszczonego chabrami. Strzecha łatana świeżą słomą, wykoszony kawałek podwórza, wydeptana ścieżka do studni, jazgotliwy kundel i drgająca w oknie firanka wskazują, że chyba ktoś wciąż tam mieszka. Mimo silnej pokusy zabrakło mi śmiałości, by zapukać do drzwi.
Chodziłam dzisiaj po dnie jeziora, wśród zamierających grążeli. Czajka próbowała wywieść mnie w pole, ale nie było żurawi, które każdego roku lęgły się na kępach. Coś się stało, chyba nieodwracalnego, z tym odludnym miejscem w głębi lasu. Nie przypuszczałam, że kiedykolwiek stracę i Moczydło i żurawie.
Teraz jeszcze "twa że w maki jarze" i lecę do dzieci i świadectw.
Pa pa
Las pachnie próchnem, parą i gnijącym sianem. Prawie nigdy nie spotykam tu ludzi i nie wiem, kto wydeptuje ścieżki, bo chyba nie winniczki, ociężałe, śluziste i zabawne w tych swoich uniesieniach.
Pospadały suche akacje, jeszcze walają się po ścieżkach, usypują w zakurzone, kremowe zaspy, ale już wonieją rozkładem, gotowe do znikania. Pomyślałam, że depczę po nich, tam i z powrotem, jak na procesji, przed laty, kiedy to w białej sukience, wstążkach i koszyczku, sypałam kwiatki pod nogi chudego, starego księdza pod baldachimem. Dwaj rośli mężczyźni prowadzili go pod ręce, a ja chyba nie rozumiałam, że to nie dla niego te kwiatki, ten baldachim i cała ta cześć.
I gdy tak się dziś snułam, pół dnia w deszczu, sama i trochę samotna wśród przekwitłych kwiatków i kwitnących ślimaków, pomyślałam z lękiem, że może nie przeczucie mnie zwodzi, lecz rozum, i że może kiedyś Kogoś spotkam na końcu ścieżki i że zobaczę Jego twarz.
Ze wzoru wynika, że jeśli dwie panięki siądą na huśtawce, w jednakowej odległości od punktu zero, to zawsze wygra ta, która lepiej kręci tyłkiem.
utleniam się
już rudzieję w znakach
na ulepionych wzgórzach
ustami do strumienia
plecami do drzew
zobacz
olbrzymieją
przejrzyste po korony
znaczą liście
dotknięciem mgieł
ważka
spod palców
na słowach
w lukrowych pajęczynach
jeszcze bujam się
zanim mnie prześwietli
wypowiedziane
GOL [Notka edytowana]
wróble czyli koty [haiku]
wróble się kąpią
w psiej misce koło budy
rosół dla kota
-Proszę pani, a co to jest cyrograf?
-To taka umowa o duszę, którą się podpisuje własną krwią na byczej skórze.
-Aaaa! To tak jak w Harrym Potterze!
Ps. Fanaberka u Szopena, foto: Popielatka. Tak jakoś mi się przypomniało.
haiku - spraśne słodko kwaśne na talerzyku
gdy w brzuchu burczy
chodź tu mały kurczaczku
nie strosz wąsików
nic głupszego nie przyszło mi do głowy, sorry.