Komentarze: 1
Świat pożółkł. A ja znowu czuję
tę późną lekkość, prawdziwy odpoczynek.
w pułapce ciszy, w dokładnym środku
pomiędzy pamięcią a urojeniem.
Trzeba iść. I nie ma potrzeby by wracać.
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 01 |
02 | 03 | 04 | 05 | 06 | 07 | 08 |
09 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 |
16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 |
23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 |
30 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 |
Świat pożółkł. A ja znowu czuję
tę późną lekkość, prawdziwy odpoczynek.
w pułapce ciszy, w dokładnym środku
pomiędzy pamięcią a urojeniem.
Trzeba iść. I nie ma potrzeby by wracać.
Korzeń przed głęboką i spokojną wodą.
Po nim chmury, dwa ptaki, po nich
mały samolot. Skrzydła, niebo i w ogóle.
Jesteśmy razem. Każde osobno.
Moja droga ja cze kocha
Pieszo czy rowerem?
Zespół taneczny prowadzę od września – a pierwszy występ już we wtorek, na Dzień Nauczyciela. Mało czasu, ale już widzę, że damy radę. Dzisiaj była pierwsza próba z muzyką, przy której ostatecznie będziemy występować. Zdecydowałam się na Sash Equador ze względu na wyrazisty rytm i nie za ostre tempo. Cieszę się, bo widzę, że wreszcie poczuli układ. Jest dosyć trudny, sprężysty, sportowy, z elementami boksu i sumo. I żadnego teledyskowego kręcenia tyłkiami. Dzisiaj w sklepie z odzieżą roboczą kupiłam im białe, płócienne rękawiczki. Jak się które pomyli – będzie widać jak na dłoni ;)
Prowadzę zespół w ramach darmowej, obowiązkowej, dodatkowej pracy z dziećmi. Etat mam goły – jakby ktoś pytał.
Ciepło. Palimy w piecu: połamany trzonek, pęknięta szufladka,
worek trocin i kory. Robal wyciągnął z przepastnej komórki para-dżinsowe
spodenki na szelkach, z miejscem na pieluchę, ocieplane watoliną, które w innym
życiu uszyłam dla Iwci. Perfekcyjny krój i wykonanie. Trochę znoszone. Chciałam
je wrzucić do paleniska, ale Robal był szybszy i chyba ocalały.
Za oknem pół księżyca i majestatyczny, rozświetlony samolot.
Gdyby Agatka jeszcze tu była, gdyby właśnie nie pędziła autostradą na zachód,
do domu, mogłaby go zobaczyć i powiedzieć: „O o”.
Piątek. Robal wstał o świcie i pojechał na targ tylko po to,
żeby ulec słabości do wielkiej kapuścianej głowy.
No i teraz mamy (w pełnych garnkach i brzuchach) gołąbki w świeżych,
gruntowych pomidorach i kapustę ze świeżymi grzybami, o takimi:
PS:
Zdjęcie nie całkiem świeże - aparat znowu popsuty.
Powietrze całkiem nieświeże (za sprawą garnków, żeby nie
było!;).
- Agatko, czy chcesz się wykąpać?
- Nie mamo.
- A umyjesz rączki?
- Nie mamo.
- A może wypijesz mleczko?
- Nie mamo.
- A dasz buziaka?
- Nie mamo.
- A lubisz mamę choć troszkę?
- Nie mamo.
- A Paskudę lubisz?
- O o.
Aparat jest naprawiony i czeka na odbiór.
Opis naprawy: Demontaż obudowy; wypiecie fleksów; demontaż elektroniki; demontaż
modułu obiektywu/ naprawa mogawki; montaż modułu; montaż elektroniki; wpięcie
fleksów; montaz obudowy; złozenie sprawdzenie funkcji aparatu Zapraszamy po
odbior w godzinach 10-18 od poniedzialku do piatku. Koszt naprawy: 340zl brutto
robocizna oraz 0zl brutto czesci. Pozdrawiamy: zespół Foto-tronik
Oczyściłam z twardej, łuszczącej się farby i umalowałam ostatnie przęsło ogrodzenia. Jakby w nagrodę za wygraną rundę w walce z rdzą, jakby specjalnie dla mnie spadła pierwsza żółta gruszka. Wyrosła i wyglądała na soczystą i dojrzałą, ale szybko okazało się, że tylko udawała. Gruba skórka, gorzki miąższ i drążący gniazdo robak - to wszystko, co w dzisiejszej promocji mogła mi zaoferować stara grusza. Więc wzięłam tylko to co zwykle.
I tak siedzę w znajomym i sprawdzonym cieniu, pod baldachimem ciężkich gałęzi, z nadmiarem bezużytecznej śliny w ustach. Myślę o tym co zrobię, gdy przyjdzie nareszcie spodziewany urodzaj. Dżem gruszkowy z borówkami, gruszki w occie, kompot z gruszek, gruszkowy susz. Będzie słodko. Tak.
*lektóra - tak se czytam w wolnych chwilach między renowacją ogrodzenia a obróbką grzybów na zimę.
W płytkim śnie, stojące na parapecie pudełko z filmem - żyje.
Mężczyzna, który niepostrzeżenie pojawia się obok, dostrzega pulsujące niecierpliwie wieko. Uchyla je, bierze twardą kliszę w ciepłe, szybkie palce i dokleja kadr.
Upał. Nad rozgrzanym zbożem zawisają skowronki. Z miedzy zarośniętej krwawnikiem wstaje strach. Chwieje się, kołysze i coraz pewniejszym krokiem zaczyna marsz w moją stronę. Ma ości wbite w spodnie, rudą szczotkę na głowie i ciemną marynarkę, wiszącą jak na kiju i zapiętą krzywo na niewłaściwy guzik. Wydziela zapach mułu, piwnic, mocnej wiśni i obszczanego murku.
-Dzień dobry - mówi.
-Dzień dobry - mówię.