Najnowsze wpisy, strona 34


sie 16 2005 O pożądaniu i zaburzeniach elekcji [limeryk...
Komentarze: 12

Cim z Wsiowa - wzmocniwszy jurność u źródeł Orlenu

Już jął brać mężów w komando, niewiasty do haremu,

Wtem pacnął jak długi

W męty błotnej Jarugi

I laska mu zmiękła nie wiedzieć czemu...

 

fanaberka : :
sie 16 2005 leonidy
Komentarze: 3

Skończyły się duże, zielone śliwki – zaczęły dojrzewać pierwsze winogrona. Ogród szarzeje, pachnie chłodem, mokrą trawą i próchniejącym drewnem. Chmary owadów oddają się cykaniu, Paskuda chrapie w budzie, a ja na próżno wypatruję leonidów, których roje zobaczyłam przed laty na sierpniowym niebie, zanim po raz pierwszy usłyszałam o ich istnieniu. Pokazałam je później Zośce, tak samo jak ja zdziwionej intensywnością zjawiska i nieprawdopodobną ilością spadających gwiazd. To było wkrótce po tym, jak pierwszy przeszczep płuc zakończył się sukcesem, a my siedziałyśmy pod bezchmurnym, roziskrzonym niebem i snułyśmy fantazje, że to jest być może duża szansa dla Marka.

Nie ma Zośki, nie ma Marka, ale byli blisko, gdy R. odszedł do świata kumpli i butelki, gdy poniewierał się po bezdrożach, i gdy zaczął szukać drogi powrotnej do domu.

R. śpi zmęczony po dyżurze, a ja czytam z monitora, radośnie, bo bez okularów. Kwaśniewski powiedział, Cimoszewicz nie powiedział. Rozkosze władzy.

Wojciech Kilar, który poznał świat, sukces, sławę i radość tworzenia, powiedział w TP, że rozkoszą jest klęczeć w tłumie, w duchocie i upale i przeżyć poczucie wspólnoty z takimi samymi ludźmi jak on, i że dobrze mu z Kościołem, z różańcem i z Psalmami, i z Matką Bożą, która bierze za rękę i mówi: dasz radę.

R. powiedział mi kiedyś, że najgorsze uczucie - to poczuć się sierotą. Chyba nigdy nie byłam.

 

fanaberka : :
sie 14 2005 Gad Leśmian
Komentarze: 0

Szła z mlekiem w piersi w zielony sad,
Aż ją w olszynie zaskoczył gad.

Skrętami dławił, ująwszy wpół,
Od stóp do głowy pieścił i truł.

Uczył ją wspólnym namdlewać snem,
Pierś głaskać w dłonie porwanym łbem, 

I od rozkoszy, trwalszej nad zgon,
Syczeć i wić się i drgać, jak on.

Już me zwyczaje miłosne znasz,
Zwól, że przybiorę królewską twarz.

Skarby dam tobie z podmorskich den,
Zacznie się jawa - skończy się sen!

Nie zrzucaj łuski, nie zmieniaj lic!
Nic mi nie trzeba i nie brak nic. 

Lubię, gdy żądłem równasz mi brwi
I z wargi nadmiar wysysasz krwi,

I gdy się wijesz wzdłuż moich nóg,
Łbem uderzając o łoża próg.

Piersi ci chylę, jak z mlekiem dzban!
Nie żądam skarbów, nie pragnę zmian.

Słodka mi śliny wężowej treść -
Bądź nadal gadem i truj i pieść!

fanaberka : :
sie 13 2005 mitochondrialna
Komentarze: 4

Jest coraz lepiej. Zachorowałam wystarczająco gwałtownie i ciężko, żeby docenić swoją zwyczajną lekkość, ruchliwość i witalność.

Jestem dumna z Iwci.  Postawiła dobrą diagnozę. Ponadto w przychodni, gdzie pojawiłam się skruszona, bez numerka i po godzinach, zostałam przyjęta entuzjastycznie:

„Czy jest pani mamą NASZEJ Iwonki? Proszę ją pozdrowić od całego zespołu”.

 

Korzystając z deszczu i mojego sflaczenia, oglądaliśmy Discovery i film o Mitochondrialnej Ewie, afrykańskiej pramatce wszystkich żyjących współcześnie ludzi. R. mnie zapytał, czy już zawsze tak będzie: coraz starsi, sami w domu, tylko we dwoje. Objęłam tego olbrzyma, który waży prawie dwa razy tyle co ja i przytulałam, aż zasnął :-)

 

Krzew migdałka, który ostrzygłam na kształt psa, przypomina kształtem królika (prawie:-) Kwiatki w ogrodzie kwitną bujnie, lekceważąc niedostatek moich starań i swoje supermarketowo-biedronkowe  pochodzenie.

 

 

Zajrzałam do wirtualnej Scholandii, gdzie umarłam przed rokiem i widzę, że Fanaberia da Vinci wiecznie żywa :-))))))). Dzięki, Moniko :-)

 

 

fanaberka : :
sie 12 2005 dewot i szmatka
Komentarze: 6

Jeszcze wczoraj  myślałam, że wyląduję w szpitalu, ale już po strachu.

Leczę się blogiem Kaas :-)))). Lubię tam zaglądać, nie tylko dlatego, że to „Nasz Człowiek w Europie”, ale nabieram tam werwy jak na jakimś szalonym poligonie :-)))))

Kaas pozytywnie pisze o życiu tamtejszych muzułmanów, o ich dobrym funkcjonowaniu w społeczeństwie, i że ich odmienność nie wywołuje lęku ani wrogości.

Nie wyobrażam sobie, aby belgijskie społeczeństwo odpowiedziało na ataki terrorystyczne odrzuceniem swoich imigrantów. Wyobrażam sobie natomiast, że po atakach rozdział między islamską a nieislamską częścią populacji może się powiększać na drodze radykalizacji islamskiej części, jeszcze silniejszego odcięcia się muzułmanów od zachodniego, niereligijnego modelu życia.

Czador, burka, okrywające ciała kobiet wydają się łatwo dostępnym narzędziem, instrumentem, sztandarem, niezastąpionym w walce z truciznami zachodu, takimi jak nagość, seksualność, czy równość płci. Kaas pisze, że belgijskie muzułmanki noszą je dobrowolnie, że to nasza nieoceniona propaganda przedstawia te kobiety, jako pozbawione ludzkich praw.

Ta dobrowolność jest dyskusyjna. Kontrola społeczna jest doskonałym, sprawdzonym sposobem manipulacji, społecznego zniewolenia. Cóż dopiero, gdy sprawują ją ojcowie, mężowie, bracia, bezwzględnie dzielący kobiety na „kurwy”(nie noszące chust) i „uległe”(noszące chusty). Ponadto „kurwy” można znieważać, bić, gwałcić za przyzwoleniem, a nawet poparciem społecznym. Ćwiartowanie i palenie żywcem jest praktykowane, nawet w demokratycznej Francji niedawno spłonęła Souab. Żadne męskie ugrupowanie nie wstawiło się za teherańskimi manifestantkami, przeciwniczkami czadoru, gdy zajęły się nimi strzegące moralności brygady Chomeiniego.

Kaas czarno widzi przyszłość naszego społeczeństwa w starciu z tamtą kulturą i ich normami. Cóż, mają znacznie lepszą strategię rozrodczą. A amerykańska idea, że uda się ich w krótkim czasie zawojować i nauczyć demokracji, oznacza przelew krwi, a ponadto wydaje się utopią. Szykujcie dziewczyny czarne szmatki.

Dla pokrzepienia ducha przytoczę CUDNY cytat z „Języka nienawiści” Glucksmanna:

„Gdy dewot zabrania sobie samemu oglądania tego, co już widział, czador lub burka stają się palącym i nieuniknionym przymusem. Od tej pory połowę ludzkości trzeba zdusić, trzeba sprawić, by stała się niewidzialna - nie dla ochrony tego, co zakryte, lecz by ochronić umysł zakrywającego: umysł udręczony, owładnięty, unicestwiony przez to, co sobie pod zakryciem wyobraża.”

Skąd my to znamy :-))))))

Ha ha ha !!!

fanaberka : :
sie 08 2005 Chojrak Chojak
Komentarze: 17

Świętowaliśmy 27 rocznicę ślubu. Trzy dni i noce, bez przerwy, sami we dwoje. Dzieci zostawiły nam wolną chatę, a my nikogo nie zaprosiliśmy. Lista znajomych ciągle się kurczy: ktoś umarł, ktoś wyjechał, ktoś nie oddał kasy, ktoś się nami znudził, zrobił karierę, ktoś inny źle znosi imprezy bez gorzały. Za to mieliśmy święty spokój, którego słodycz - być może - jest w stanie docenić tylko ten, kto ma za sobą lata „wychowywania” dzieci bez pomocy nianiek i babć.

Żywiliśmy się kiełbasą, lodami i śliwkami, w dzień spaliśmy w altanie, a w nocy przemiękaliśmy w lesie do suchej nitki. Robal zrobił mi „romantyczną” sesję fotograficzną w prześwietlonej słońcem, ukwieconej altanie, ale mój aparat zareagował specyficznie na jego ciężką łapę i zamiast fotek mamy filmiki. A w krzakach za bunkrem spotkaliśmy Chojraka Chojaka i nie obyło się bez fanaberii.

 

Coś mnie od rana strzyka w kościach …

 

 

fanaberka : :
sie 03 2005 i na co mi przyszło?
Komentarze: 8

Robal zamontował nową antenę, ogląda okropny film, a ja mam czas na blogowanie.

Iwcia wpadła nowym nissankiem i wręczyła mi naprawiony aparat J))))

Na lodówce pojawiła się karteczka:

 

„Kupujcie częściej maślankę, bo Mateła nie lubi i nie będzie wyżerać”.

Hmmmm

:-))))

 

fanaberka : :
sie 03 2005 sentymentalistycznie i raczej niestrawnie
Komentarze: 10

Od dwóch dni śledzę dyskusje na blogu Jerzego Sosnowskiego. Spór dotyczy kwestii kluczowych, takich jak wiara, wpływ chrześcijaństwa na kulturę europejską, moralność społeczeństw, zasadność katolickiego wychowania dzieci.

 

Katolickie wychowanie zawdzięczam Babci. Nie o znajomość Biblii mi chodzi, choć zanim poszłam do szkoły, poznałam znaczną jej część – Babcia posiadała wielki dar opowiadania. I nie o znajomość modlitw, pieśni, ani nawyk chodzenia do kościoła w niedzielę i święta.

Chodzi o tęsknotę za jakimś duchowym dobrem, którego istnienia kilkakrotnie doświadczyłam i czasem pragnę się nim otoczyć, i stać się jego częścią, jak kiedyś, przed laty, gdy wszystkie siostry Babci zbierały się w wysprzątanym pokoju, wypełninym wielkimi obrazami i śpiewały modlitwy, pełne wdzięczności i pokory. W porównaniu z ich głosami, mój własny (odziedziczony po dziadku) skrzypiał jak nie naoliwiony kierat, ale ośmielona bliskością Babci, jej bezwzględną akceptacją, przytulona do jej piersi, rytmicznie kołysana jej oddechem, popiskiwałam sobie cicho, z radosną świadomością, że dane jest mi uczestniczyć w czymś, co jest bezwzględnie, niepodważalnie, bezdyskusyjnie, absolutnie DOBRE.

 

Babci szybko zabrakło, a ja sama, w sytuacji całkowitej obcości wielkomiejskiego życia, nieskutecznej antykoncepcji i powszechnie dostępnej aborcji, przygnieciona określonym, jasno sprecyzowanym żądaniem wszystkich, od zatroskanej najbliższej rodziny, po oburzonych pracowników uczelni, pewnego dnia desperacko weszłam na plebanię i kogoś o coś poprosiłam.

Kto był mi aż tak potrzebny? Kierownik duchowy, spowiednik, przyjaciel?. Nie mam żalu, że się nie udało, na cóż mogłam wtedy liczyć – ja, nastoletnia, rozmiękczona hormonami, rozpłodowa laska ze zgrabnym tyłkiem i rozmazanym makijażem, oraz niepodważalnym dowodem niesubordynacji, nieposłuszeństwa i afirmacji bezbożnego stylu życia?

Kilka godzin marszu ulicami Warszawy i na przemian wstyd, złość, poczucie winy, rozpacz, krzywda, bezsilność. A gdy moje wyczerpanie i ukołysanie przekroczyło kolejną drastyczną granicę, na mojej drodze stanął „ten” kościół i „ten” ołtarz, a w Jego obliczu szczególny stan wyciszenia, uspokojenia i znane z dzieciństwa doświadczenie wszechogarniającego Dobra.

Wyszłam z poczuciem zwolnienia z obowiązku podejmowania jakichkolwiek działań, przytuliłam się do dziecka w sobie i pozwoliłam sprawom potoczyć się ich naturalnym, odwiecznym, nie przeze mnie ustalonym biegiem.

 

Dziś, po nieodwracalnym zamknięciu pierwszej połowy życia, czuję się zaskoczona znaczną „bogobojnością” swego dorosłego życia, a jednocześnie zażenowana niskim poziomem mojego rozwoju duchowego. Tego, co dla mnie najcenniejsze: upragnionego, wytęsknionego Dobra nie znajduję na co dzień w kościele. Być może tam jest, tylko ja nie umiem się z nim skontaktować w otoczeniu obcych, w najlepszym wypadku obojętnych uczestników mszy. A może to obecność konfesjonału, w którym na moje najboleśniejsze, wywodzące się z najgłębszych czeluści wyznanie, otrzymuję odpowiedź świadczącą o całkowitym niezrozumieniu, i budzącą wątpliwości, czy aby na pewno mi odpuszczono.

I może to z tych powodów czasem wstaję rano i podejmuję kilkukilometrowy marsz w stronę dobrze mi znanego krzyża na rozstaju. Rytmiczne ruchy nóg i rąk, mocny oddech i drżenia całego ciała, wyciągnięte z zakamarków niepokoje, zapieczone żale, poczucie winy, chora ambicja, zazdrość, złość. A im bliżej celu wędrówki, tym większe wyciszenie, a potem zwyczajne, pozbawione jakichkolwiek wielkich mistycznych uniesień, ciche, spokojne, ledwie dotykalne poczucie istnienia wszechogarniającego Dobra i mojej z nim łączności. I żadnych zagłuszających słów, jedyna modlitwa – to kreślony z wolna znak krzyża.

 

Doświadczanie duchowego Dobra. Nie wiem, co to jest. Odmienny stan umysłu wywołany długotrwałym, rytmicznym kołysaniem ciała i następującym po nim kontaktem z symbolem? Atak choroby psychicznej? Przypływ Wiary? Czy Wiara może być aż tak ulotna, niestała, chwiejna? A tu jeszcze odzywa się rozum, który podpowiada, że owo konkretne, empiryczne, wyraźnie odczuwalne zjawisko nie jest żadnym dowodem istnienia Boga… nic to, nie pamiętam, abym kiedykolwiek poszukiwała dowodów.

 

fanaberka : :
lip 26 2005 Następny przystanek Władywostok
Komentarze: 11

Nadzieja, że Banda Wołodii, w przebraniu białoruskich pograniczniaków, napadnie na kolejkę wąskotorową, wiozącą nas z Hajnówki w głąb puszczy okazała się płona :-)

I tak oto my odwiedziłyśmy Wołodię w jego słynnym pubie. To chyba najlepsze muzeum socrealizmu na świecie, Kozłówka pozostaje hen, daleko w tyle.

 

Wystrój niewielkiego baru nie jest zwykłą rupieciarnią, zagraconą wytworami radzieckich fabryk. W ułożeniu przedmiotów widać jakiś zamysł, jakąś poezję, swoisty rodzaj artyzmu dekoratora. Tam manekin rannego żołnierza, tu ze szpetnego, zardzewiałego garnka wystają pięknie ułożone kwiaty…

Nie mieli nic do jedzenia, i nie napraszali się z jakimkolwiek zamówieniem. Za to pozwolono nam przemawiać z mównicy przy akompaniamencie hymnu Związku Radzieckiego, wypróbować żołnierską pryczę, latrynę z gwiazdą na dnie sedesu, zajrzeć do garnków, spocząć na żelaźniaku itd, itp.

Na koniec dostałyśmy po dobrej, dużej kawie w sfatygowanych szklankach, po 2.50 za sztukę.

 

Potem Wołodia zniewolił Popielatkę, wsadzając ją sobie do tiurmy…

 

…a tymczasem Fanaberka mogła spokojnie oddać się blogowaniu …

:-))))))))))))))))

fanaberka : :
lip 25 2005 love krove żubrove
Komentarze: 14

Wróciłam z Puszczy Białowieskiej. Jest potężna, cicha, pusta i straszna. Brakuje jedzenia, jak to w puszczy. Nic, co nie jest olbrzymim drzewem czy drążącym drewno robakiem nie ma wielkich szans na przeżycie.

Na zewnątrz, w bezpiecznym świecie, domy są skromne, a ulice wyludnione. Społeczność miłych, inteligentnych, uczynnych ludzi wyraźnie się starzeje. Młodzi wykształceni wyjechali na zachód za chlebem. Nudzącym się starszym wystarczy byle pretekst, aby się błyskawicznie zgromadzić i wszystkiego dokładnie wywiedzieć.

 

-Jezdzjicje same? Tak bez pjerscjonków?

 

  

Mężczyźni zdaje się nie przyjmują wieści o szerzącym się feminizmie:

 

-Ja niewinny, ręka mi tak wisjała, a ty przechodzjiła, to mi ta ręka tak sama drgnęła i sje zrobiło…

 

Poranny pociąg do Warszawy. Nie dojechałam do Dworca Centralnego. Hałas i zamieszanie miały takie natężenie, że przez krótką straszną chwilę pomyślałam, że wybuchła bomba. Krążyłam z bagażem, w tłumie, między torami, ogłuszona przez bełkotliwe, nieczytelne, sprzeczne informacje, a gdy spróbowałam wydostać się z punktu zero pierwszym nadjeżdżającym  podmiejskim pociągiem, jakiś ważniak z identyfikatorem usiłował mi wlepić mandat, bo bilet owszem miałam, ale na pospieszny i w przeciwnym kierunku.

 

Na podstawie zdjęć, które przywiozłyśmy, można by domniemywać, że nasza wycieczka trwała co najmniej miesiąc J)))

 

fanaberka : :
lip 20 2005 Pozdrowienia z podróży
Komentarze: 9

Miło, wesoło, swobodnie i niedrogo jest podróżować z Popielatką. Tropiłyśmy Zamoyskich i Czartoryskich w Kozłówce i Puławach, później pisarzy, poetów i innych artystów w okolicznych pałacykach i dworach.

 

Dziś Popielatka księguje w pocie czoła, psiocząc na luzaczki nauczycielki, ale już jutro ruszamy w kierunku Bielska, tym razem stawiając na kontakt z naturą. Kolejny raz pożyczyłyśmy aparat i zamierzamy kontynuować bezkrwawe łowy. Kto wie, jak daleko się posuniemy, niestraszny nam żaden gruby zwierz.

Jeśli nas spotkacie – wzmocnijcie nasze zmęczone członki kawą i ciastkami. Poznacie nas po ciuchach, bo nie mamy nic na zmianę.

 

 

Życzcie nam pomyślnych wiatrów i gumowych drzew. Ahoj!

 

fanaberka : :
lip 19 2005 kolekcjonerka
Komentarze: 2

Wiedziałam, że jest za wcześnie i że muzeum jest dostępne wyłącznie dla grup zorganizowanych, ale drzwi były uchylone, więc weszłam nieśmiało na piętro, by na szczycie schodów natknąć się na kolejne uchylone drzwi. Za zakrętem zatrzymała mnie ogromna, żeliwna krata i już zamierzałam zawrócić, ale usłyszałam miły głos, a ksiądz, który po chwili uścisnął mi rękę i przedstawił jako Dyrektor Muzeum, wyłączył alarm i zaprosił mnie do środka. Nie ukrywałam, że przyszłam tu dla El Greca, ale chciałam obejrzeć wszystko, Byłam mniej więcej przygotowana (szczerze mówiąc mniej), więc dostałam godzinę na samodzielne zwiedzenie ekspozycji, w moim własnym tempie i atmosferze intymności: tylko One (obrazy) i ja. :-)

 

Ksiądz Dyrektor, który potem do mnie dołączył, jeszcze raz oprowadził mnie po zakamarkach, opowiadając i odpowiadając na wszystkie moje pytania, a w końcu otworzył ostatnią salę. A tam, za ostatnią zasłoną (piękny obraz Świętej Anny nauczającej Marię, nieznanego autora), był On: „Święty Franciszek” El Greca.

 

Nie będę pisać o malarzu i obrazie, zamieszczam tu linka do strony www. Nie opiszę też reakcji mojej głowy i serca, bo - o dziwo - pokrywa się w całości z przewidywaniami Biskupa Kiernikowskiego, zamieszczonymi w tym oto artykule.

 

Napiszę tylko, że wydarzenia dzisiejszego poranka traktuję jak Dar, jeden z całego szeregu Darów, które coraz częściej zauważam na swej drodze, więc zbieram się na odwagę, podnoszę je, zabieram i próbuję zachować.

 

fanaberka : :
lip 15 2005 notka sponsorowana przez straszliwy upał...
Komentarze: 15

Na wsi nie ma już innych tematów, jak klęska suszy. Spełniła się zła wróżba: owies, na którym sfotografowałam w maju zjawisko Brockenu zżółkł i wysechł nie wytwarzając ziarna. Tylko żyto obrodziło i szybko dojrzewa do zbioru. Jak kiedyś, dawno temu, w erze przedkombajnowej, gdy przez całe lato Tata kosił zboże kosą, a my z Siostrą pracowałyśmy przy produkcji snopków, kucek i stogów.

:-) 

To była prawdziwa, ciężka, wyczerpująca praca, ale ja i tak zawsze znalazłam czas i siły, by powłóczyć się w upalne południe, wyschniętymi miedzami, świadoma wypełniającej mnie wilgoci, ze skórą podrażnioną słońcem i wiatrem, z głową pełną marzeń o złotowłosym chłopaku, spotkanym przypadkiem za zasłoną z kłosów i szorstkich, pachnących, szumiących łodyg. Bylibyśmy wiotcy, złociści i pachnący zbożem, a to, co by się zdarzyło między nami byłoby pszeniczne, upalne, świetliste i zwiewne.

:-)

Kilka lat później spotkałam tego chłopaka: wyskoczył z tramwaju na Grójeckiej i - tknięty nagłym odruchem - nieznajomej dziewczynie na przystanku wyjął z włosów puch z topoli, a potem powiedział, żeby nie płakała. Mimo upływu lat chudych i tłustych nadal nosi długie, jasne włosy, jak na Zbożowego Elfa przystało. Mógłby czasami wciągnąć brzuch!

:-)))))))))

fanaberka : :
lip 09 2005 Kocia Babcia
Komentarze: 8

Chciałam zostać Kocią Mamą, ale Paskuda okazała się 100% skutecznym środkiem antykoncepcyjnym

więc zostałam Kocią Babcią.

Popielatka pożyczyła aparat za trzy tysiaki, idziemy zaszaleć.

:-))))))))

Ps. Popielatka, a do kogo ty przyjechałaś, do Paskudy czy do mnie?????

 

fanaberka : :
lip 09 2005 notka jubileuszowa
Komentarze: 8

Przed dwoma laty założyłam bloga, onieśmielona swoim wiekiem, prowincjonalnością i ogólnym brakiem wyrobienia. Nie mogłam przewidzieć, co się wydarzy.

Dziś czuję się dużo starsza, bardziej prowincjonalna i jeszcze mniej wyrobiona, ale jakby z mniejszą nieśmiałością wklejam kolejne notki.

 

Uśmiecham się do Was J

 

Dziękuję Wam, a zwłaszcza Tobie Małgosiu i Elu za wypowiedzi pod poprzednią notką. Boję się terroryzmu, znam osobiście kogoś, kto przeżył wybuch bomby tracąc nogę. Jest ofiarą fanatyzmu ludzi wierzących w Boga.

 

Bóg: niepoznawalny zmysłami, niepojęty, ale obecny w przeczuciach, tęsknotach, pragnieniach, w tym wszystkim, co czasem rozpoznaję i nazywam swoją Wiarą.

 

Religia bazuje na wierze, że w swej dobroci i miłości Bóg nam się przybliżył w akcie Objawienia, zstąpił w postaci, jaką możemy objąć zmysłami, rozumem. My, Chrześcijanie, skupiamy się wokół wiary, że tą Osobą Boską jest Jezus, który był wydarzeniem historycznym, żył między nami, mówiąc do nas słowami, czynami, twarzą, ciałem, gestami, jednym słowem tworząc historię, która później została spisana w postaci Pisma Świętego. Muzułmanie wierzą, że Bóg się Objawił jako Słowo, że podyktował Mahometowi, ustami Gabriela, tekst spisany w postaci Koranu (w języku arabskim!). Rozumiem, że dla muzułmanina Koran jest tym, czym dla chrześcijanina Jezus – czyli Osobą Boską. Interpretacja historyczno krytyczna Pisma, do której nawoływał Jan Paweł II, polega na tym, że bierzemy pod uwagę okoliczności jego powstania, to, że jest dziełem wielu autorów, którzy byli ludźmi, tworzyli w określonym miejscu i czasie, w określonej kulturze, w określonym kontekście historycznym.  Koran również był pisany przez lat kilkadziesiąt i nie osobiście sam Mahomet dzierżył pióro.

Fundamentalizm bierze się z sakralizacji Pisma. Fundamentaliści chcą posiadać Słowo Boże bez żadnej interpretacji, to daje im możliwość bezpośredniego kontaktu z Bogiem. Muzułmaninowi łatwiej, niż chrześcijaninowi, zostać fundamentalistą, naiwna, bezkrytyczna postawa wobec Koranu-Boga wydaje się naturalna, wytłumaczalna i zrozumiała. Fundamentalista uważa, że posiada bezpośredni dostęp do Boga, i że tylko on go ma. Czy inaczej, jak mi napisała Babcia-Małgosia, posiada prawdę i że tylko on ją posiada. Chęć posiadania uprzedmiotawia Boga i Prawdę, posiadanie oznacza możliwośc posługiwania się. A stąd już tylko krok do… ???

 

Wspomniałaś Małgosiu Jana Pawła II. Promotor dialogu, tolerancji, otwarcia, pokoju, niedościgniony wzór. Niech tu sobie będzie w tej mojej jubileuszowej notce: Jan Paweł II J

 

A teraz zakupy: Goście jadą :-)

 

fanaberka : :
lip 07 2005 Fundamentalizm czyli Bóg to za mało
Komentarze: 13

Nie mam pojęcia, czym jest państwo wyznaniowe oparte na Koranie, nie umiem wyobrazić sobie totalnej ingerencji religii w każdą dziedzinę życia. To już nie religia, ale ideologia, służy do uzyskania określonego celu, względnie do utrzymania zdobytych pozycji.

Islamskimi fundamentalistami kierują przesłanki polityczne. Londyn nie został dziś zaatakowany z powodu przynależności do niewłaściwej grupy wyznaniowej, lecz z powodu pozycji gospodarczej. Plan się powiódł, a terroryzm sprawdził: grubasy przestraszone, rynki poruszone, funt i dolar osłabły, na giełdzie klapa.

 

Jan Paweł II przestrzegał przed podejściem fundamentalistycznym, rozpowszechniającym się wśród katolików, w grupach religijnych, sektach. Ostrzegał przed bezkrytyczną, dosłowną lekturą Biblii prowadzącą ku wypaczonym ideom, postawom, czy uproszczonej, niebezpiecznej, oddalającej od Boga teologii. Interpretację historyczno-krytyczną Pisma, odrzucaną przez fundamentalistów, uznawał za wartość i widział w niej przejaw działania Ducha.

 

Fundamentalizm, któremu potrzeba fundamentu wiary w postaci żywego Słowa Bożego, czczonego, a jednocześnie posiadanego na własność (posiadanie jest chyba równoznaczne z uprzedmiotowieniem – paradoks), wynaturza Islam, podobnie jak każdą inną religię i oddala od Boga.

Coraz jaśniej to widzę, co od dawna trąbią media, więc przyjmuję do wiadomości, ale jakoś nie może mi się w głowie pomieścić, że Koran dla muzułmanina, podobnie jak Biblia dla katolika-fundamentalisty może być pożywką dla fanatyzmu, sekciarstwa, a nawet dla terroryzmu o podłożu religijnym.

 

Ps. Notka edytowana 8 lipca pod wpływem komentarzy:

Dzięki Ci Ela, zmobilizowałaś mnie do pogrzebania i dzięki temu naprawiam błąd. To nie Jan Paweł II powiedział. Tekst, na który się powołałam i który jednoznacznie odrzuca fundamentalizm biblijny to „Interpretacja Biblii w Kościele” i jest dziełem Papieskiej Komisji Biblijnej z 1994 r..

Cytuję fragment wstępu:

„Podejście fundamentalistyczne zdobywa coraz więcej na znaczeniu w grupach religijnych, sektach i pośród katolików. Odmawiając wzięcia pod uwagę historycznego charakteru Objawienia biblijnego, podejście to nie akceptuje w pełni prawdy samego Wcielenia. Nadto, oddziela ono interpretację Biblii od Tradycji, która także prowadzona jest przez Ducha. Fundamentalizm nie jest metodą. Opiera się na bezkrytycznej lekturze Biblii celem potwierdzenia idei politycznych, postaw społecznych lub uproszczonego i niebezpiecznego nauczania teologicznego”.

 

fanaberka : :
lip 05 2005 pomarańczowa piosenka
Komentarze: 4

Dom na skraju. Mogłyśmy zawrócić i dojść drogą, ale niespodziewany obraz fragmentu ścian ze zmurszałych drewnianych bali pociągnął mnie przez plątaninę dzikiego bzu, barszczu i akacji. Dach wyszczerbiony, odarty z kilku dachówek. Przez puste okno, bez szyb i framug, widać pobielone ściany i biały, czysty, kaflowy piec, z poczerniałymi, metalowymi, zamkniętymi na zapadkę drzwiczkami. Drzwi do przydomowej piwniczki zamknięte na haczyk – nadmiar ostrożności, któż by się przedarł przez rozrośnięty krzak bzu, sięgający betonowych kręgów wyschniętej studni. Wokół równe rzędy brzozowego zagajnika i sosnowego lasu bez śladu wilgoci i zapachu grzybów. W dużym ogrodzie dzikie róże ustawione w szpaler. Niewielka jabłoń pod wyszczerbionym murem, tak jak on ginie pod bujnymi, kolczastymi, jeżynopodobnymi pnączami. W odróżnieniu od niej staromodne, pomarańczowe od kwiatów i świeżych pąków lilie wygrywają walkę z chwastami. Pomarańczowe niebo i światło.

 

Składam dłonie w prostokąt i kadruję pomarańczowy obraz. Podrapana Popielatka mnie pociesza, że przyjedziemy tu jeszcze, kiedyś, w przyszłości, gdy znów będę mieć aparat. Brudzę palce pyłkiem pomarańczowych lilii. Krótko kwitną.

 

fanaberka : :
lip 04 2005 Pieśń Wyjąca Zgrzybiała
Komentarze: 14

Zakładajcie grzyby kaski

Gdy do lasu jadą laski.

 

A w lesie jatka

Ucieka Popielatka

Fanaberka kontra Żmija

Jad kapie z ryja

 

Nareszcie w mieście

Choruję

Się szprycuję

Antidotum, odtrutkami

i Waszymi blogami

 

fanaberka : :
cze 29 2005 Pound i Żydzi
Komentarze: 6

 Pod wpływem http://liternacka.blog.onet.pl/

 

Archetypy (np.: Stary Mędrzec, Wielka Matka, Cień) – pierwowzory naszych ludzkich myśli, uczuć i działań. Towarzyszyły naszym przodkom na wszystkich etapach kulturowych, paradoksalnie rozrastały się wraz z rosnącym dystansem ludzi do środowiska naturalnego.

Na etapie świadomości magicznej, archetypowa wiedza umożliwiała współistnienie z siłami natury, co było warunkiem przetrwania.

Świat antyczny posługujący się obrazem, symbolem, uzewnętrzniał archetypy np. poprzez wyobrażenia mitologiczne, zastępujące dotychczasową magię sił natury.

Obecnie, w dobie kultury intelektualnej, gdy uzyskaliśmy (my – ludzie) zdolność do samodzielnego myślenia i posługiwania się wiedzą, przyjemnego kontaktu z archetypami doświadczamy (częściej lub rzadziej, mocniej lub słabiej) przez całe życie: marząc, tworząc w natchnieniu, doznając ekstremalnego zmęczenia fizycznego, cierpiąc, kochając, studiując przeszłość kulturową, doznając objawień religijnych, a nawet ulegając lękom i psychozom.

Doświadczanie archetypów wprowadza do życia spokój i pokój. Np. doświadczenie więzi z umierającym Papieżem i narodem miało prawdopodobnie podłoże archetypowe. Pozwalają wierzyć w rzeczy niewidzialne (naród, ideologia, Bóg, czy żydowska spiskowa teoria przejęcia władzy nad światem). U osób niedojrzałych, skłonnych do nieustannego posługiwania się archetypami bardziej w procesie fantazjowania, niż duchowego rozwoju, archetypy mogą ukazać swoje smocze oblicze, eksplodując w formie wejścia w świat iluzji (Fanaberka ;-)))))), czy choćby totalitarnych programów naprawy świata (Ezra Pound).

Nie wiem, czy istnieją jakieś naukowe, kulturowe, czy psychologiczne wyjaśnienia fenomenu antysemityzmu, któremu ulegają tłumy, i któremu uległ poeta Pound.. Mogę sobie wyobrazić, jak poddał się przekonaniom o ściśle tajnym spisku żydów, żądnych władzy, zorganizowanych, podporządkowanych, o ich wrogich zamiarach oraz starannie przemyślanych, skoordynowanych działaniach ich ściśle tajnego rządu. Łatwo o utożsamienie sposobu działania takiej organizacji z archetypem Cienia, złej mocy, szatana.

A przecież Pound, mistrz uzewnętrzniania archetypów, z pewnością był nałogowcem w kontaktach z nimi.

Jego twórcze życie płynęło wśród pieśni i w kierunku Pieśni. Kto wie, może to pieśni go zgubiły.

 

Napisane dla przyjemności tworzenia (kontaktu z archetypem)

:-))))))))))))

 

 

fanaberka : :
cze 27 2005 paw królowej
Komentarze: 14

Elo, Emsi, zgrzybiała Warszawka niech się chowa, na tronie Mc Doris Masłowska Królowa Hiphopowa. Kaska maska gra muzyka. Twój obraz świata zależy od języka, którym do ciebie krzyczą z papieru, na murze, w hip-hopie, Faktach-sraktach, tivi, uwerturze. Nie o Pragę, meneli i denaturat chodzi, lecz o to, jak do mediów kaski dobijają się laski i faceci niemłodzi. Na przekór obowiązującym tendencjom mentalnym, Mc Doris cię zostawi w położeniu fatalnym.  Twoja sławy fatamorgana rozwiana jest przez jatki od wieczora do rana. Żeby publikę z kaski wydymać, nie musisz tworzyć, wystarczy się podłożyć: być ciotą, szpetotą, dałnem, lub moczu nie trzymać. Czy się roześmiejesz, czy też zmarszczysz czoło i tak zostaniesz, koleś patriarchalnym pierdołą. A ty mała, byś lepiej majtasy z podłogi posprzątała. Chcesz być jego śliczną bohaterką liryczną, a chodzi o otwory w ciele, aniele. A że penis nie teges, będzie cię obrażał, twój wiek, wykształcenie, urodę podważał. Nie pomoże Ci podjazd dla mózgu na wózku, bo jest europejski a ty jesteś po rusku.

I tu się okazuje, że strasznie się spieszę, zaraz półka do trzeciej, OK. muszę lecieć.

 

 

fanaberka : :