Komentarze: 4
Jest coraz lepiej. Zachorowałam wystarczająco gwałtownie i ciężko, żeby docenić swoją zwyczajną lekkość, ruchliwość i witalność.
Jestem dumna z Iwci. Postawiła dobrą diagnozę. Ponadto w przychodni, gdzie pojawiłam się skruszona, bez numerka i po godzinach, zostałam przyjęta entuzjastycznie:
„Czy jest pani mamą NASZEJ Iwonki? Proszę ją pozdrowić od całego zespołu”.
Korzystając z deszczu i mojego sflaczenia, oglądaliśmy Discovery i film o Mitochondrialnej Ewie, afrykańskiej pramatce wszystkich żyjących współcześnie ludzi. R. mnie zapytał, czy już zawsze tak będzie: coraz starsi, sami w domu, tylko we dwoje. Objęłam tego olbrzyma, który waży prawie dwa razy tyle co ja i przytulałam, aż zasnął :-)
Krzew migdałka, który ostrzygłam na kształt psa, przypomina kształtem królika (prawie:-) Kwiatki w ogrodzie kwitną bujnie, lekceważąc niedostatek moich starań i swoje supermarketowo-biedronkowe pochodzenie.
Zajrzałam do wirtualnej Scholandii, gdzie umarłam przed rokiem i widzę, że Fanaberia da Vinci wiecznie żywa :-))))))). Dzięki, Moniko :-)