Archiwum styczeń 2004, strona 1


sty 07 2004 dzień kolędy
Komentarze: 8

Czekanie, czekanie, czekanie, czekanie, czekanie…

 

Apollo chce, żeby mu zrobić zdjęcia z krótkimi włosami. Trzy grube warkocze od świąt leżą na półce. Dzisiaj z Baśką gadałyśmy sobie, że nawet mu ładnie i że takie włosy warto zostawić, bo po chemii się łysieje i że właściwie naszych własnych by nam starczyło, gdybyśmy je w porę obcięły… Wcale się przy tym nie śmiałyśmy, żadnego obracania w żart, żadnych zaprzeczeń, uników, zapewnień, że wszystko przecież jest OK. Cholerne strachy są straszniejsze, gdy czają się po kątach, czasem dobrze jest takiego wyciągnąć, niech on się przestraszy! Chociaż nie jesteśmy z Baśką przyjaciółkami i daleeeeko nam do zwierzeń, dzień bez pogaduszek w gwarnym holu byłby innym dniem …

 

Wszystkie znajome w moim wieku mają jeszcze dzieci w podstawówce. Chyba ktoś na górze przypilnował, żebym załapała się na ekspres, nieco zwłoki i wylądowałabym w pociągu – widmo. Brrrrr

 

fanaberka : :
sty 06 2004 o kim i o czym?
Komentarze: 12

Czy ktoś zgadnie, o kim i o czym tak pisze scholandzka prasa?

Nie jest łatwo pisać o czymś tak niekonwencjonalnym i świeżym w swoim pomyśle i wykonaniu jak Galeria w Kanikogradzie. ...  Zapewne Galeria wywoła pewne kontrowersje, szczególnie u zwolenników sztywności i "koturnowości" kultury Scholandii. Ale czy taki świeży powiew wolności w ekspresji artystycznej nie jest czymś pożytecznym na tle klasycyzmu innych dziedzin naszej kultury? Dobra jest rzeczą ustalić główne kierunki rozwoju kultury Scholandii, lecz nie powinno też pozbawiać te kulturę cech pluralizmu i wolności, których właśnie przejawem jest Galeria Fanaberii da Vinci w Kanikogradzie. Wiktor Koliński

Ha ha ha!!!

 

fanaberka : :
sty 05 2004 ładna historia
Komentarze: 11

No to ładnie! Zamiast pensji dostałam dziś 60 zł zaległej podwyżki. Jakieś zawirowanie, miasto nie ma kasy i nie wiadomo, kiedy mieć będzie. I co tu robić? Nie mam żadnego pomysłu poza odchudzeniem Robala, la la la la…

 

fanaberka : :
sty 04 2004 po koncercie :)
Komentarze: 6

Ciekawe, jak by się skończył ten dzień (i nie tylko ten) gdybym zaczęła powtarzać, albo w jakikolwiek sposób reagować na gesty, miny i słowa mojego drogiego męża, towarzyszące wkładaniu garnituru i wiązaniu krawata. Nie muszę się wysilać nad swoją odpowiedzią, jest automatyczna: wyłączanie się, blokada informacji, ułamek sekundy, pstryk i gotowe.

 A potem niemal godzina wędrówki białą drogą, las, mostek na rzece, znowu las, godzina spaceru i ani żywego ducha.Tak maszerujemy niemal codziennie, od kiedy straciliśmy to coś, co nazywaliśmy samochodem, zawsze obok siebie, moja zimna, zaciśnięta pięść otulona dużą, miękką, ciepłą dłonią. To może wyglądać, jakbyśmy trzymali się za ręce. Dzisiaj było mroźno, ale pogodnie i miło, i tylko raz poczułam znajomą falę chłodu, wyrwałam rękę i skamieniałam na chwilę na środku drogi. Tylko na chwilę.

Przyszliśmy za wcześnie – jak zawsze. Robal za szybko uporał się z szatnią i widziałam jak zzieleniał, gdy usłyszał cenę zaproszenia. Ha, ha, nie wie, że tyle kosztowało pojedyncze, a ja musiałam kupić podwójne! No no, konkurencyjne miasto zza rzeki dorobiło się niezłej sali. Tylko za dużo światła na widowni. Głupio tak, w świetle jupiterów szukać oparcia w ciepłym ramieniu, gdy następna fala chłodu atakuje i wreszcie odpuszcza. A zresztą przy tych pierwszych granych kawałkach kiedyś tańczono na balach, dłoń w dłoni to normalka. Po przerwie chłopcy się rozkręcili, dotarły gwiazdy i już całkiem nieźle poczułam tego ostatniego bluesa.

A potem godzina marszu, mróz jakby mniejszy, lekkość i energia po pysznych kokosowych ciastkach zjedzonych w czasie przerwy. Pięciogodzinna wyprawa a wydaję się, że minęło kilka chwil.

A teraz bezpieczny dom, za chwilę bezpieczne łóżko, jutro bezpieczna praca. No tak.

 

fanaberka : :
sty 03 2004 przegapione postanowienie
Komentarze: 15

Po długim spacerze wśród zaśnieżonych drzew siedzę sobie przy kawie i oglądam swoje ręce. Nie zauważyłam, kiedy mi urosły kocie pazurki. Te są cienkie i łamliwe, wystarczy mocniej nacisnąć. Pstryk, pstryk i nie ma.

Ktoś zwrócił mi uwagę, że wciąż tu piszę o sprzątaniu… a może by tak rzeczywiście posprzątać? Kurcze, nie chcę tego, nie lubię! Może jutro, po koncercie…

Przydałyby się jakieś noworoczne postanowienia, ale na to już chyba za późno.

Może dzisiaj trochę zaległej pracy, a od poniedziałku powrót do normalności.

OK., postanowione.

 

fanaberka : :
sty 02 2004 Złota sukienka
Komentarze: 17

Moja pierwsza złota sukienka i niedowierzanie: skąd mi się wzięła taka talia i taka pupa? A przy mnie mój mąż, taki przystojny i pachnący wykąpaną skórą, ale jakiś niespokojny, bo może już trzeba ruszać, ile można czekać, napięcie w taksówce, niezadowolenie, że sala jeszcze pusta… A potem grupa obcych ludzi, toasty, całe mnóstwo toastów, najpierw puste butelki na stole, potem puste krzesło obok mnie. Grad pretensji w taksówce, karczemna awantura w domu i rozpacz, co złego zrobiłam, czym zawiniłam, wszystko mogę zrobić, wszystko gotowa jestem zmienić, ale muszę wiedzieć, o co chodzi, co było nie tak.

 

Srebrna sukienka nigdy nie opuściła domu, zresztą i tak nie pasowała do rozmazanego makijażu. Z każdego kąta wiało smutkiem i beznadziejnością, a z łóżka przetrawionym alkoholem. I gorączkowe rozmyślanie: jak postępować, co jeszcze poświęcić, skoro wszystkie dotychczasowe sposoby zawiodły, to niemożliwe, żeby nic nie dało się zrobić. A może by tak jeszcze raz ulec przeprosinom, uwierzyć w obietnicę poprawy…

 

Czerwona sukienka i pierwszy zakazany owoc. I radość z bliskości w tańcu i z bycia seksi, a przy okazji mała demonstracja niezależności, może nawet przewagi. I zaskakująco pełne butelki na stole i dziwnie spokojny, cichy powrót do domu, bez żalu i pretensji… a może ich po prostu nie słyszałam?

 

W dniu, kiedy miałam na sobie małą czarną z zakazanego owocu został obśliniony ogryzek. A mnie nie mogła już zwieść ani udawana trzeźwość, ani zainteresowanie tańcami i moimi koleżankami. Bo miałam już wiedzę o piciu, pomoc psychologiczną, odbudowane poczucie wartości, potrzebę odzyskania godności, podjętą decyzję i zagwarantowany bilet w jedną stronę.

 

Mała czarna była moją ostatnią sylwestrową sukienką i zniknęła w rozpalonym piecu, podobnie jak wszystkie opisane tu i pominięte jej poprzedniczki. Moja szafa świeci pustkami.

 

Nie pamiętam sukienki, którą miałam na sobie, gdy po raz pierwszy, w towarzystwie dzieci, wznosiliśmy noworoczny toast nie szampanem, ale sokiem marchewkowym. Nie było lekko, pamiętam tamten bunt, napięcie, niedowierzanie, wszystko wydawało się jakąś nieprawdopodobną farsą, kpiną. I nie pamiętam sukienek, które nosiłam od tamtego czasu, gdy realizowaliśmy różne sylwestrowe pomysły, od męczącego wyjazdu do obcego miasta po mszę o północy w ramach Taiz, to musiały być jakieś zwyczajne, codzienne ciuchy. Ale pamiętam noworoczne toasty wznoszone nie szampanem, ale zwykłym sokiem, trudne, zasmucające, niepokojące, bezlitosne, nienormalne, konieczne.

 

Dzisiejszy toast będzie z tych łatwiejszych. Sami w domu, pełna swoboda, czas na popołudniowe spanie, (jakoś trzeba będzie dotrwać do północy :-))) Odstałam swoje w kolejce do bankomatu i kupiłam nam zaniedbywane ostatnio sylwestrowe kreacje, żadne tam balowe, lecz łóżkowe. Moja jeszcze dynda sobie na wieszaku: naturalny, nie barwiony jedwab, haft z przodu, jakieś paseczki zamiast pleców (chyba nie jestem na to za chuda!) Coś się zaczyna dziać w telewizji, Robal podkręcił dźwięk. Butelka marchewkowego soku wygląda apetycznie, toast będzie pyszny, marchewkowe pocałunki smakują lepiej niż szampańskie i dają nadzieję na słodką kontynuację. Ha, ha, tej kontynuacji może dziś nie być, dużo było ostatnio tego naszego „spania” i czuję się fizycznie przeforsowana, ale tylko fizycznie. Pod każdym innym względem chcę jeszcze, jeszcze i jeszcze :-))))

 

Zamierzałam wkleić ten tekst na bloga i udać się do łazienki w celu zanurzenia ciała w spienionej kąpieli, ale blogowisko nie działa, może słusznie, kto w sylwestrowy wieczór pisze i czyta blogi, może jutro się uda.

 

PS. Nie byłam za chuda, w czasie świąt chyba się trochę zaokrągliłam :-)))))

 

Blogowisko ruszyło. Szczęśliwego Nowego Roku!

 

fanaberka : :