Archiwum 09 sierpnia 2007


sie 09 2007 z miasta
Komentarze: 8

 Miasto jeżyków. Otwiera się balkon i nie widać niczego prócz chmur i wielkich stad ptaków. Śmigają przed oknami o każdej porze, o świcie i późną nocą, a ich przenikliwe głosy są tutaj tak nieodłączne, jak u nas szczekanie psów czy cykanie świerszczy.
Najwyższe piętro. Wysoko. Nawet wieże Katedry wydają się niższe. Wielki ptak (może sowa) krążył między nimi na tle tarczy księżyca. Zrobiłam zdjęcie, złej jakości, ale historyczne. Pewnie je tu opublikuję po powrocie do domu (zapomniałam kabla!).

Popielatka codziennie wstaje o piątej i idzie zarabiać na nasze fanaberie. Oddaję się lekturze, dopóki nie wróci. Wczoraj – John Irwing i Świat według Garpa, dzisiaj Erle Gardner i Aksamitne Pazurki.

Mam straszny katar i chyba gorączkę. Gdyby udało się zasnąć i przespać najgorsze.

2007-07-27 12:56:31