Komentarze: 4
Znowu się spiekłam, podrapałam, mrówki i meszki napoiłam własną krwią, ale woda pluskała, trzciny szeleściły, znajomo rechotał spóźniony, czerwcowy żab.
Płaskogłowi prawie u kresu podróży. Powoli schodzą do rzeki. Nieuchronnie.
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
28 | 29 | 30 | 31 | 01 | 02 | 03 |
04 | 05 | 06 | 07 | 08 | 09 | 10 |
11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 |
18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 |
25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 01 |
Znowu się spiekłam, podrapałam, mrówki i meszki napoiłam własną krwią, ale woda pluskała, trzciny szeleściły, znajomo rechotał spóźniony, czerwcowy żab.
Płaskogłowi prawie u kresu podróży. Powoli schodzą do rzeki. Nieuchronnie.
Polana za mostem spieniona po brzegi. Kwiaty smakują gorzko, ale zjadłam kilka płatków i popiłam wodą.
Mężczyzna w sztruksowym kapeluszu szedł w moją stronę, z gałązką w dłoni. Podnosił wysoko nogi, jakby pokonywał kłody. Zamknęłam oczy – a wtedy zniknął. Suche patyczki trzaskały w zaroślach.
Wszystkie stoliki zajęte – usiadłam w fotelu, w rogu, blisko drzwi.
-Znam panią – powiedziała Pani z Lokalu, gdzie było wesele Iwci. I przyniosła mi pyszną kawę – na koszt firmy.
Uśmiechy, świece, delikatne wnętrze. Troje poetów czytało wiersze, ilustrowane muzyką, pokazem slajdów i mydlanych baniek.
- Wygląda pani na nieśmiałą – powiedział Spóźniony Nieznajomy Poeta. Potem się dosiadł i odważnie rozmawialiśmy o sercu.
:-)
***********
"W pewnej chwili przypomniałem sobie, że właśnie zaczyna się spotkanie w Warszawie. Na którym miałem być. A po nim do Świdra. Przepadło. Zginęło. Zapomniałem o Świdrze. Zapomniałem o domu. Rozmowach. Rzece. Wszystkim. Zostawiłem. Roztrwoniłem. Tak.
(…)
Wszystkie ofiary napisu miały na sumieniu pewien czyn. Grzech porzucenia. Grzech zaniechania. Grzech zapomnienia. Straszny grzech oddalenia. Ja też. Porzuciłem, zaniechałem, zapomniałem, oddaliłem się. Nigdy o tym nie pisałem, bo nie potrafię o tym pisać.
(…)
Powroty? Bzdura. Trudne, coraz trudniejsze wizyty. Tak. Prosty wniosek. Porzuciłem. Zrejterowałem. Umknąłem. Uciekłem. Wszystkie ofiary napisu tak zrobiły. Tak.
Tyle. Wychodzę. Na rynek."
(Maciej Malicki – Kogo nie znam.)
Wczoraj skończyłam książkę, a dzisiaj przeszukałam google. Informacje, fotografie, ludzie, miejsca, wydarzenia - sporo tego, wszystko się zgadza. Tak.
Mężczyzna znad rzeki napisał kolejną książkę – znów prosto z życia, znowu o sobie. Objawienie polskiej prozy, jedyny spadkobierca tradycji literackiej Mirona Białoszewskiego – czytam na okładce. Wewnątrz moje miasto, moja rzeka, las, pociąg i autobus, znane mi miejsca w sieci, ludzie, na których i ja się natykałam, a nawet tutaj opisywałam. Z drugiej strony obcy styl życia - z dnia na dzień, w podróżach, cudzych domach, knajpach, pośród przypadkowych kobiet, alkoholu, używek. Jakby najbliżsi nie istnieli, a przecież wiem, że mieszkają za zakolem.
Książka się czyta i pewnie bym skończyła tej nocy, gdyby Iwcia nie zauważyła pierwszego nietoperza. Wyleciały z ruin, cicho i ostrożnie. W świetle latarni pikowały mi nad głową, chwytały ćmy i pękate owady o wibrujących skrzydłach. Słyszałam je - krótkie serie bzyczących dźwięków. Widziałam nastawione uszy.
A miałam napisać o pocałunkach, a właściwie o Monice z szóstej, która chciała się dowiedzieć, kiedy dorasta się do całowania.
- Chciałabyś się całować, Moniko? – zapytałam.
- Nie, to obrzydliwe! – odpowiedziała.
- Więc to na pewno nie jest jeszcze ten wiek – zawyrokowałam.
Ciekawa jestem w jakim wieku się z tego wyrasta.