Komentarze: 17
Spędziłam dzień na łóżku ogrodowym w altanie, w towarzystwie nietkniętego worka z nawozem i nieskalanych ziemią narzędzi ogrodniczych. Usprawiedliwia mnie choroba i odkrycie, że najpiękniejsze wiosenne kwiaty zakwitły nie na starannie uprawionym klombie, lecz na ukrytej w kącie pryzmie kompostowej, wśród tysięcy dżdżownic, pod stertą zgrzybiałych gałęzi porzeczki.
Robal mnie leczył z mieszanki grypy i fanaberii stosując tradycyjne lekarstwo (rosół) i tradycyjną miksturę grzechu i obowiązku (.... ;-)
Przeczytaliśmy rano w Wysokich Obcasach, że w swoich fantazjach seksualnych przeciętna Polka spaceruje z Wildsteinem za rękę, w świetle księżyca, po rozgwieżdżonej plaży, natomiast przeciętny Polak topi się w biuście i udach dziewczyny z warzywniaka i gotów jest swoje fantazje wprowadzać w czyn. Robal zeznał pod przysięgą, że – podobnie jak ja – jest ponadprzeciętny. Hmmmm...
Deszcze omijają naszą część świata, więc grzałam twarz w słońcu wśród odgłosów gwałtownej, długotrwałej, szalejącej za plecami burzy, w powietrzu rześkim, wilgotnym, swojsko pachnącym kompostem i ozonem.
:-)