Komentarze: 0
Tata spędził łykend w Warszawie. Świętował rocznicę, której on sam nie doczekał – pięćdziesięciolecie małżeństwa najmłodszego brata. Podobno było wesoło i rodzinnie, ale Warszawa tak go zmęczyła, że chciał wracać do domu nazajutrz, pierwszym porannym autobusem. Na szczęście zaspał i wrócił następnym, popołudniowym.
Kicia przywitała go w furtce saltem, przeraźliwym miauczeniem i żonglerką z użyciem nadgryzionej myszy.
Mam nadzieję, że to była inna mysz.