Komentarze: 2
Dochodziła północ, ale chyba nie mogło być we wsi nikogo, kogo by nie obudził potężny grzmot. Stałam w otwartych drzwiach balkonu i widziałam, jak uderza ten piorun. Przewróciłam się na podłogę razem z krzesłem. Zgasło światło i nie mogłam znaleźć torebki, telefonu, nie wiedziałam pod jaki numer zadzwonić. Miejscowy strażak biegł w stronę remizy, szarpany wiatrem. Nie było słychać ognia, tylko jego kroki i ulewę. Zeszłam do Taty, potykając się na ciemnych schodach. Wieś się pali – powiedziałam.