Komentarze: 0
Niewiele pamiętam, może tylko tłok azjatyckiego miasta. Siedzieliśmy przy okrągłym, kawiarnianym stoliku, inkrustowanym pancerzykami żuków, skorupkami jaj, miedzianymi tabliczkami, z których bez trudu czytaliśmy hieroglify. Domy chwiały się i otaczały nas niczym wielopiętrowe okręty. Nie było nieba, w niebie byli Obcy. Krzątali się i budowali swoje miasto na orbicie, a ich obecność była tak naturalna i zwyczajna, jak linia szeptu między nami. Kolorowe, gładkie arkusze papieru płynęły rządkiem nad naszymi głowami. W absolutnej ciszy słyszałam szept naszych myśli. Nie zapamiętałam, o czym wtedy myślałeś. Patrzyłam na usta, z miłością.