Archiwum 04 września 2006


wrz 04 2006 pestki
Komentarze: 22

Przeszył mnie śpiewny dźwięk, jakby ktoś zabawiał się dmuchaniem w pustą, szklaną butelkę. Zobaczyłam, że niebo jest tak lodowate, jak zimne może być złoto, błękit i róż. Wichura, która przyszła po chwili, nie gięła gałęzi i nie gniotła drzew, ale szarpała i rwała je w górę, a las trzeszczał, ryczał i wył. Niebem płynęła rtęć, a rzeką rdza.

 

Coś spadło mi na głowę, pomyślałam, że grad, ale to mirabelki, żółte i czerwone, obsypały mnie ot tak, w środku leśnego gąszczu. Jadłam je, a potem jeszcze ulęgałki i kwaśne jabłka, które spadały obok, na ściółkę i trawę.

 

Nie jestem tą dziewczyną. Nie dla mnie posadził ten sad, który już zdziczał i prawie zamarł, i nie dla mnie zbudował willę, której fundamenty kruszeją w mchu. Są tu jeszcze ślady lipowej alei, którą być może miała chodzić nad rzekę i kasztanowy krąg, w którym siedziałam, jadłam jej śliwki i plułam pestkami, a gdzie być może miała pijać kawę.

 

Tyle, że dziewczyny są śmiertelne i nie dożywają moich lat.

 

fanaberka : :