pestki
Komentarze: 22
Przeszył mnie śpiewny dźwięk, jakby ktoś zabawiał się dmuchaniem w pustą, szklaną butelkę. Zobaczyłam, że niebo jest tak lodowate, jak zimne może być złoto, błękit i róż. Wichura, która przyszła po chwili, nie gięła gałęzi i nie gniotła drzew, ale szarpała i rwała je w górę, a las trzeszczał, ryczał i wył. Niebem płynęła rtęć, a rzeką rdza.
Coś spadło mi na głowę, pomyślałam, że grad, ale to mirabelki, żółte i czerwone, obsypały mnie ot tak, w środku leśnego gąszczu. Jadłam je, a potem jeszcze ulęgałki i kwaśne jabłka, które spadały obok, na ściółkę i trawę.
Nie jestem tą dziewczyną. Nie dla mnie posadził ten sad, który już zdziczał i prawie zamarł, i nie dla mnie zbudował willę, której fundamenty kruszeją w mchu. Są tu jeszcze ślady lipowej alei, którą być może miała chodzić nad rzekę i kasztanowy krąg, w którym siedziałam, jadłam jej śliwki i plułam pestkami, a gdzie być może miała pijać kawę.
Tyle, że dziewczyny są śmiertelne i nie dożywają moich lat.
;-)
(a ja tu już chciałam o Salome dyskutować...)
;-DDD
No widzisz i na co mu przyszło? Skończył z głową na tacy...
Jestem zahartowana, nawet chityna mi niestraszna, do siódmego roku życia jadałam pasikoniki, naprawdę nauczyłam się je łapać i naprawdę nie wiedziałam, że się ich nie jada,(bo były soczyste i lekko słone, smaczne), dopiero w szkole mi koleżanka powiedziała.
Myślę, że to coś z genami, bo kiedyś także Pietrka, mojego syna nakryłam na jedzeniu pasikoników (był wtedy w zerówce), tylko on przedtem odrywał im głowę, a ja je jadłam w całości.
:-))))
:-))))
Inna ich nazwa to lubaszki, albo sralki...
Nie bez powodu to pytanie mluu...
Za tydzień mogłoby już tak nie wiać. Jak mi się w końcu uda wyjechać na ten urlop, wyszarpnięty z gardła mojego pracodawcy, wolałabym pogodę bezwietrzną. Las jest złowieszczy jak wieje.
Dodaj komentarz