Komentarze: 2
Widziałam krótki spektakl: sroka zapolowała w locie na małego ptaszka. Nie było żadnej dramaturgii, krzyku, szamotaniny, tylko nagły bezruch, spokój i cisza. A wieczorem znalazłam w trawie pół skorupki gołębiego jajka. Znikło gniazdo z gałęzi lipy i przez chwilę pomyślałam, że czas najwyższy skończyć z czekaniem na jakiekolwiek pisklęta, ale przecież są jeszcze grzywacze na dębie i synogarlica w dachu altany, ta, która już kiedyś wychowała młode.
Tymczasem przebrnęliśmy z A. przez kolejny rozdział sprawozdania, które będzie podstawą jego awansu zawodowego i przepustką do dalszej pracy w Polsce. Lekko sfrustrowani, zmęczeni i niepewni, nieźle się dogadujemy i dłubiemy swoje.