maj 22 2006

blog


Komentarze: 2

Widziałam krótki spektakl: sroka zapolowała w locie na małego ptaszka. Nie było żadnej dramaturgii, krzyku, szamotaniny, tylko nagły bezruch, spokój i cisza. A wieczorem znalazłam w trawie pół skorupki gołębiego jajka. Znikło gniazdo z gałęzi lipy i przez chwilę pomyślałam, że czas najwyższy skończyć z czekaniem na jakiekolwiek pisklęta, ale przecież są jeszcze grzywacze na dębie i synogarlica w dachu altany, ta, która już kiedyś wychowała młode.

Tymczasem przebrnęliśmy z A. przez kolejny rozdział sprawozdania, które będzie podstawą jego awansu zawodowego i przepustką do dalszej pracy w Polsce. Lekko sfrustrowani, zmęczeni i niepewni, nieźle się dogadujemy i dłubiemy swoje.

 

 

fanaberka : :
zielony
28 maja 2006, 21:42
Tak się zastanawiam, czy można porównać to bezwzględne, ale naturalne trwanie naszych mniejszych braci - z robieniem specjalizacji nauczycielskiej? Pasja przetrwania ;)
dyg ;D
25 maja 2006, 21:16
no wiesz, rasistka z Ciebie żadna \"co to to nie!\"-powiedziałaby Mama

Dodaj komentarz