Rozszyfrowałam wypracowanie Stefana, dziękuję Wam za rady i deklaracje pomocy :-). Jego zeszyty ciekawią mnie z kilku względów.
To był „ten” Stefan, mądrzejszy, lepszy, duma rodu, a jego szkoła, to była „ta” szkoła, z kadrą o chlubnych warszawsko-lwowskich korzeniach.(A czegóż to ich uczyło to sławne państwo profesorostwo z zadartymi nosami i wypchanymi portfelami :-)))
Ale główny powód jest inny. Zaintrygował mnie tytuł pracy: „Dom może liczący ze sto lat”. Przypomniało mi się moje pierwsze opowiadanie. Byłam w wieku Stefana, gdy je pisałam na pastwisku w tajemnicy przed światem. Stary, nawiedzony dom był miejscem zdarzeń. Moja bohaterka zamieszkała w nim jako pisarka tworząca bestseller, ale akcja rozwinęła się w tak nieoczekiwanym kierunku, że zanim krowa Buba całkiem się rozwydrzyła i nim do końca stratowała kartofle Roguskiego, niewidzialny współlokator domiszcza okazał się kosmitą, a bohaterka zakochała się nieprzytomnie i - jak to w „literaturze” bywa - z wzajemnością, choć bez możliwości spełnienia.
W podstawówkowych pracach Iwci często pojawiała się mgła, kryjąca świat o czwartym wymiarze. W dowcipnych pracach Apolla trup słał się gęsto, a marginesy zdobiły gadające koniki.
W niedokończonym opowiadaniu Stefana jest samotność sieroty, bieda, chłód, głód, samowystarczalność. Są zaskorupiałe rodzinne zatargi, „sprzeciwiające się łobuzy” i wrogie miasto „pełne rosjanów, którzy prześladują Polaków”. Tajemniczy kamienny okrąg po chwili lektury okazuje się być zwykłą studnią, a ciemna, tajemnicza uliczka prowadzi do podwórza, gdzie można sprzedawać gazety. Optymistyczne akcenty to pies tulący się do dziecka i słońce rozświetlające okno bez jednej szybki. Pracę kończy scena spotkania z uśmiechniętym Wackiem.
Odczarowany świat.