Komentarze: 3
Żyjemy pod gwiazdą tak niebezpieczną, że jeden południowy promień, padający prostopadle na siatkówkę, powoduje spalenie komórek światłoczułych i nieodwracalną utratę wzroku. I choć z lubością spoglądamy w niebo, jakiś wrodzony mechanizm samozachowawczy sprawia, że nasze oczy nieświadomie, bez pokus i żalu omijają świecącą tarczę.
Dziś dostaliśmy niespodziewany prezent: tuż przed dużą przerwą obłok rzadkiej, szarej mgły zakrył niebo. Lekko mrużąc oczy można było obserwować zaćmienie bez dymnych okularów i zakopconych szkieł.
A wieczorem jakiś straceniec na tle naszego słońca spełniał swoje marzenia. Pomachaliśmy mu życzliwie, ale chyba nas nie zauważył – pary przyziemnych, zacienionych ludzi, przycupniętych obok dużego, czarnego psa.