Komentarze: 4
Miło tak posiedzieć i poblogować z Iwcią, jak za starych dobrych czasów, kiedy nie miała jeszcze netiostrady :-)
W szkole koniec semestru, trudny czas oceniania.
Na Radzie zadyma o stopnie z zachowania. Przyglądałam się tej zadymie i myślałam o tym, jak trudno jest czasem zmienić poglądy, zapatrywania, zwłaszcza pod wpływem innych ludzi. Jak łatwo przekroczyć granicę, za którą już nie liczy się rozwój, czy wiedza, czy nawet dobro ucznia, ale udowodnienie własnej racji, a przynajmniej pozostanie przy niej do końca. I gdzie nie chodzi o prawdę, o odkrycie jak było, tylko o to, kto silniejszy, popularniejszy.
W środku stres i szarość, a za progiem mocne, ciepłe, niskie słońce. Bezpośrednio po szkole poszłyśmy z Baśką nad rzekę. Pokazałam jej ślady bobrów: zwalone drzewa, bobrowe ścieżki, kopczyki zapachowe, hodowle młodych pędów, tamy, żeremia, okorowane gałązki, ślady stóp i ogonów, wejścia do starych nor. Baśka, od dziecka mieszkająca nad rzeką, dzisiaj odkryła bobry i była tym odkryciem oszołomiona, śmiała się i cieszyła, że naprawdę są, żyją tuż pod naszymi stopami, pewnie nas słyszą i lekceważą, i czekają cierpliwie, aż się wreszcie zwiniemy, żeby spokojnie rozpocząć swoje nocne, pracowite, bobrowe życie.