Komentarze: 9
Początek kolejnej “drugiej szansy”.
Dziesięć dni razem od rana do nocy i tylko jedna sprzeczka o słomę w przedpokoju.
Nie chciało mi się rano wysupłać do pracy z długich i zasupłanych członków R.
- Czy wydaję ci się ładna? ... może pociągająca... dobra?... a może mądra?
- Nie wiem jaka... TY to TY.
Nie wiem, jak w naszym nie poskładanym, drążonym przez chorobę małżeństwie mogło do tego dojść, kiedy rozwinął się między nami ten rodzaj intymnej bliskości, przyjemności z dotyku, z czucia własnego ciała, z nieznanej wcześniej spokojnej seksualności, innej, ale nie gorszej, moim zdaniem lepszej, intensywniejszej, głębszej. To był proces i trwał wiele lat, pewnie nadal trwa, pewnie kiedyś się skończy... jeszcze nie tym razem, czary-mary...