Komentarze: 10
Siedem lekcji, pięć dyżurów w holu, po ostatnim dzwonku przesiedziałam kilkanaście minut w pustej, cichej klasie, zbierając siły, by włożyć buty, kurtkę... Jeszcze torebka, ciężka torba z ćwiczeniami, obiad kupiony w stołówce, siatka pomidorów od pana Stasia...
Pod szkołą zbiorowisko: szóstka piątoklasistów kontra nieznany mi Zawzięty Krasnoludek. Podbiegli do mnie: "proszę pani, możemy mu dołożyć? wie pani jak on nas wyzywa! my też go nie znamy!" Postałam z nimi chwilę wysłuchując żali, gdy tymczasem Krasnoludek z wolna oddalał się w swoją stronę, odwracał się, zatrzymywał, coś krzyczał, gestykulował, fuck, fuck... Nie wiem o co poszło, kto zaczął, ani kto miał rację, nic nie rozumiem, nie wiem co mam robić, bezsilność, bezradność, zniechęcenie, wypalenie, koniec.
Skończyłam sprawdzanie ćwiczeń - dwie godziny monotonnej dłubaniny, urozmaiconej "komentami" wpisywanymi czerwonym długopisem. R. kończy oglądać jakiś film, chyba niezły. Nie wiem, co dziś jeszcze zdołamy sobie dać i co od siebie wziąć, prócz kilku zwykłych słów i zwykłego dotyku przed zaśnięciem. Prawdziwe życie.