Komentarze: 18
Wczoraj pod krzakiem piwonii – dzisiaj na patelni Fanaberki. Naturalna kolej rzeczy.I mam nadzieję, że to były kanie.:-)
Trzy dni używania mięśni – i sto cebulek tulipanów, w komfortowych warunkach, czeka wiosny. Ech, kiedy to ja ostatnio sadziłam tulipany, chyba kilkanaście lat temu, dla Cioci... Marek pomógł mi zawieźć Ciocię do przychodni, ale tam były schody, a ją bardzo bolało... wziął jakieś krzesło z poczekalni, a potem zrozpaczeni i spoceni wtargaliśmy ją na górę. Zauważył, że zmęczył się bardziej niż ja...wtedy jeszcze nie wiedział.... W drodze ze szpitala kupiłam cebulki tulipanów, tych najzwyklejszych – takie są najtrwalsze, najbardziej odporne, chciałam, żeby przezimowały i żeby Ciocia zobaczyła jak kwitną. Udało się :-) Dziś patrząc na świeżo urawioną ziemię pomyślałam o Tacie...
Lisa nie chodzi na grób Marka, ale w szklanym pojemniku na znicz widziałam świeżą, delikatną, wyjątkowo urokliwą, niebieską kompozycję... może corka, podobno odziedziczyła talent po ojcu...