Cały czas myślę o tamtej drodze przez wieś… godzinę moczyłam się w wannie, obejrzałam Raj, próbowałam zmienić temat na gg… i nic nie pomaga. Kurcze, wszystko już przerobiłam i nic z tego, co pamiętam mnie nie wzrusza, ani nastroszony niebieski indyk, ani ta zniszczona różowa sukienka, ani tamten facet na rowerze... Nic mi się nie stało, nic! O co mi chodzi?
Tata mi powiedział, że wsiądziemy do radiowozu i pojedziemy coś sprawdzić, w samochodzie jacyś obcy mężczyźni, czułam, o co chodzi, ale nie umiałam poprosić, żebyśmy zawrócili. A potem podeszła do nas zapłakana starsza kobieta z tym facetem od roweru, w roboczym ubraniu obsypanym sianem. A ja spojrzałam na jego buty, do dziś pamiętam tamte kamasze i skłamałam, że to nie on, że tamten był wyższy. I wiedziałam, że nikt mi nie wierzy, czułam, że Tata jest wściekły. Kilkakrotnie mnie pytali, a ja uparcie powtarzałam swoje. W drodze powrotnej wszyscy byli maksymalnie wkurwieni, wiedziałam, że na mnie… I odżył dziś we mnie tamten żal, tamta pretensja, że tamten facet od roweru mnie złapał, ale ulitował się nade mną i wypuścił, a Tata nie pozwolił mi wysiąść z tamtego radiowozu i musiałam jeździć z tamtymi mężczyznami, wytrzymać ich złość i spotkanie z tamtym. Jest w tym wszystkim coś jeszcze, ale nie wiem co. Beczę, a ktoś wrócił do domu. Daj mi siłę, Panie Boże, żebym umiała sobie z tym wszystkim poradzić.