Archiwum 16 września 2006


wrz 16 2006 krąg
Komentarze: 5

Gdybym nie zapuściła się w starorzecze, i gdybym nie wpadła do żabiego oczka, pewnie bym nie klęła jak szewc i nie wdrapywała się z rowerem po tak stromym, śliskim od liści zboczu.

 

Na górze, w najbardziej wietrznym miejscu, tuż nad uskokiem, tkwił w ziemi betonowy półokrąg. Roślinność porastająca szczyt skarpy nie wyglądała na naturalną. Przedarłam się przez zewnętrzny pas gęstwiny i znalazłam się nagle w pustym wnętrzu koła, utworzonego z wybujałych, krzewów. Otaczały mnie kępy nagich  badyli. Jasna, delikatna kora i liście – nieliczne i wypłowiałe, wyniesione wysoko ponad linię wzroku, świadczyły o życiu tych dziwnych chaszczy. Znalazłam drugi taki krąg i kolejny, i jeszcze jeden. Między nimi stał mocny, drewniany słup z wgłębieniem. Trzy schodki z czerwonej cegły wrastały w ściółkę i mech.

 

Usiadłam na nich i nagle zrozumiałam, że patrzę na duży, opuszczony ogród. Bajeczne kręgi – to żywopłoty, kiedyś strzyżone i pielęgnowane, słup – to podstawa żurawia, a dół w ziemi – to pewnie stara studnia. Ktoś tu mieszkał, na skarpie, zanim rzeka zmieniła koryto, strzygł krzewy, podlewał kwiaty i być może siadał na ceglanych schodach, aby patrzeć na ogród tak, jak teraz ja.

 

 

 

fanaberka : :