Komentarze: 5
Trzej moi mężczyźni: Robal, Apollo i Mateła, pracują sobie od rana cicho i zgodnie. Wydają się weseli i jacyś rozjaśnieni wysiłkiem, byciem razem, pracą w rześkim powietrzu. Robal nadal jest chory i ból go usztywnia, ale na nogach radzi sobie dużo lepiej niż w łóżku.
Najbardziej zniszczona, frontowa ściana już trzyma pion po naprawach, i jest gotowa na przyjęcie ocieplenia, a ściany sypialni czekają na tynk.
To dla nas nowe doświadczenie: budzić się i nie słyszeć dźwięków z ogrodu. I trzeba się będzie pożegnać z dzięciołem – twórcą niejednej dziupli w deskach. „Nasze” młode wiewiórki już na orzechu, a „nasze” wróble jeszcze się karmią, ale już latają w krzakach, kompoście i Bóg wie gdzie. Za rok muszą znaleźć nowe miejsca na gniazda.
Taki tam wysoki, przedwojenny drewniak.