Komentarze: 6
Wystarczy kawałek księżyca i kilka kroków poza zasięg latarni, aby noc zbielała. Chcę mieć pewność, że nie ma na wydmach nikogo prócz mnie. Słucham jak skrzypi śnieg i ćwiczę na zboczach równy krok. Rytmiczne ruchy ciała i chrzęst butów jak perkusja.
Przez krótką chwilę czuję Go w sobie, niczego nie chcemy, cieszymy się obecnością, tylko tyle.
Tak, wiem, czego czasem szukam na wydmach i fakt, że znajduję nie jest dowodem Jego istnienia. Nie potrzeba mi dowodów.
Robal schudł i zmarniał. Wyzdrowiejesz – mówię, a on mnie przygarnia z przeciągłym westchnieniem.
Wyzdrowiejesz.