Komentarze: 7
Stał w progu i pachniał słomą, prosty i promienny, w siwych loczkach spod czapki i z bacikiem w dłoni.
„Przypilnuj R., żeby naprawił budę”.
„On nie żyje”, powiedziałam. „Zginął zaraz po Tobie, wyrwał za suczką”.
„Pola są rdzawe”, szepnął w stronę okna, a ja nagle usiadłam, sama w pustej pościeli, przerażona, że nie ma ani Jego, ani R.
Zgaszone światła, cichy dom, pusty przedpokój, łazienka.
R. stał w oknie ciemnej kuchni patrząc na zbutwiałą budę.
„Jak nazywał się ten pies Dziadka, szczeniak naszej Azy?”- spytałam.
„Atos, był po Azie i wilczurze Marka”.
Dziadek, Marek, Atos, Aza.
To prawdziwa historia. Wydarzyła się kilka lat temu, ale czasem ją sobie opowiadamy, przy lampce, w ciepłym pokoju, wpatrując się w okno, tak jak dziś.