Archiwum 14 października 2005


paź 14 2005 obrazki
Komentarze: 11

Smutno wygląda mój blog bez obrazków, podobno jutro powrócą na miejsce.

 

Przeczytałam porządnie książkę Klemensa (polecam), a potem się włóczyłam po wydmach do zmroku. Zazwyczaj nie czuję respektu przed ciemnością. Ukryta przed wzrokiem kogokolwiek z ludzi pozwalam ciału wykonywać wyuczone w dzieciństwie, taneczne ruchy, normalne u dziewczynki bawiącej się w rusałkę, absolutnie niedozwolone u poważnej żony, matki i nauczycielki :-)

 

Dziś wróciłam w pośpiechu, gnana lękiem niemal tak silnym, jak ten, którego doświadczam czasem w łóżku, gdy budzą mnie koszmary. Takim, który wiele lat temu trzymał mnie na łóżku całe popołudnie, nie pozwalając zsunąć nóg na podłogę, aż się zsiusiałam w pościel Babci, która się nawet nie rozgniewała. Minęło ponad czterdzieści lat, a ja wciąż noszę w sobie swój dziecięcy horror. Nigdy nikomu o tym nie powiedziałam i mam powody by przypuszczać, że nikt oprócz mnie nie wie, co się stało z okiem.

 

Ostrzegam przed czytaniem dalszej części notki.

 

Wszyscy dorośli zajęci byli młocką. Miałam sześć lat i uważałam się za dość dużą, by móc poganiać konie w kieracie, ale zlecono mi opiekę nad pięcioletnim, niegrzecznym wujkiem(!:) Ryśkiem, który wciąż podbiegał i wicią smagał zwierzęta po pęcinach. Bawiliśmy się w kupce żwiru przy kurniku. Rysiek zabrał biały kubek z kwiatkiem, przeznaczony do czerpania kompotu dla młockarzy, nasiusiał w żwirek i zadowolony z postępku zbudował bardzo zgrabną babkę z piasku. Zazdrość mnie skręciła, zadarłam nosa i oświadczyłam, że do babki koniecznie trzeba dodać jajko. W kurniku na gnieździe siedziała czarna kura. Nie protestowała, gdy wsunęłam pod nią rękę. Zagniotłam ciasto, lecz było go za mało, by wypełnić kubek. Wróciłam do kurnika, ale kura zrobiła się zła. Śpiewałam jej kołysankę z nadzieją, że zaśnie, gdy nagle usłyszałam trzask i straszne krzyki. Wokół kieratu kłębili się ludzie. Do kurnika wpadła Babcia, z twarzą czarną od kurzu, objęła mnie i przez chwilę leżała przy mnie na słomie, potem rozkazała zostać obok kury. Straszne krzyki cichły i przeniosły się w stronę domu. Wtedy do kurnika wpadła inna kura. Niosła w dziobie coś, co wyglądało jak oko świni lub cielaka, zabijanych czasem przez chłopów na święta. Na mój widok zawróciła w stronę podwórza, a za nią, na skrzydłach, pobiegły inne kury.

 

Babcia położyła mnie do swojego łóżka i musiała pójść, żeby zająć się Ryśkiem, bo jego Mamie kierat złamał rękę. Widziałam go jeszcze na pogrzebie. Ubrany był w jasny garniturek, a miejsce brakującej połowy czoła i oka zajmował duży kłąb białej waty.

 

Mama Ryśka zmarła rok temu. Pochowaliśmy ją z bandażem na skarlałej ręce, w której kość nigdy się nie zrosła. Ojciec zmarł wcześniej, a brat się stoczył. Chyba nie ma już nikogo, przed kim bym musiała nadal ukrywać tajemnice oka i jajecznej babki z piasku.

 

fanaberka : :