Archiwum 11 października 2005


paź 11 2005 proza życia
Komentarze: 9

Dziś R. był stolarzem, a ja jego dzielnym pomocnikiem.

 

Zza oderwanych desek wygarnęłam kilka worków butwiejących, sosnowych kolek. Dobrze się sprawdzają w roli izolatora, ale z czasem zapadają się i kruszą, wypełniając dom specyficznym zapachem, typowym raczej dla pajęczych strychów, pustych stodół i zasuszonych, jesiennych lasów. Potrzeba mi kilku dni poza domem, żeby po powrocie poczuć jego obecność, ale nie sądzę, by ten zapach kiedykolwiek nas opuszczał. Przypuszczam, że jesteśmy nim przesiąknięci. Siedzę tu, czytam, piszę i pachnę jak stodoła.

 :-)

Kilka minut temu podpisałam umowę: sześć okien od strony północnej wymienimy na nowe. Zachwieje nam się budżet, ale to konieczne, żeby zacząć coś robić ze ścianami. 

 

fanaberka : :