Komentarze: 9
Zaschnięte miasto zszarzało od kurzu, a rower grzązł w koleinach piaszczystych ulic.
Rozbawił mnie kotek Iwci, a kawa z nowego kubka dodała sił, więc zawinęłam spodnie do kolan i zeszłam po urwisku do płytkiej rzeki. We wrześniu już nie ma ludzi nad wodą. Cienie są długie i zakrywają nurt, ale rzeka, choć zacieniona i wybarwiona jesiennie, pozostaje ciepła, roziskrzona i pachnąca świeżością.
Przez trzy godziny taplałam się z aparatem po bezludnych mieliznach, fotografując wszystko, co podtopione, zwalone, podziurawione, zbrązowiałe i kolczaste.
Z setki barwnych, pospolitych zdjęć wybrałam najmniej jesienne: Parę Wiosennych Desperatów Niepoprawnych Optymistów.
Dobranoc :-)