Komentarze: 11
Nadzieja, że Banda Wołodii, w przebraniu białoruskich pograniczniaków, napadnie na kolejkę wąskotorową, wiozącą nas z Hajnówki w głąb puszczy okazała się płona :-)
I tak oto my odwiedziłyśmy Wołodię w jego słynnym pubie. To chyba najlepsze muzeum socrealizmu na świecie, Kozłówka pozostaje hen, daleko w tyle.
Wystrój niewielkiego baru nie jest zwykłą rupieciarnią, zagraconą wytworami radzieckich fabryk. W ułożeniu przedmiotów widać jakiś zamysł, jakąś poezję, swoisty rodzaj artyzmu dekoratora. Tam manekin rannego żołnierza, tu ze szpetnego, zardzewiałego garnka wystają pięknie ułożone kwiaty…
Nie mieli nic do jedzenia, i nie napraszali się z jakimkolwiek zamówieniem. Za to pozwolono nam przemawiać z mównicy przy akompaniamencie hymnu Związku Radzieckiego, wypróbować żołnierską pryczę, latrynę z gwiazdą na dnie sedesu, zajrzeć do garnków, spocząć na żelaźniaku itd, itp.
Na koniec dostałyśmy po dobrej, dużej kawie w sfatygowanych szklankach, po 2.50 za sztukę.
Potem Wołodia zniewolił Popielatkę, wsadzając ją sobie do tiurmy…
…a tymczasem Fanaberka mogła spokojnie oddać się blogowaniu …
:-))))))))))))))))