Komentarze: 6
Nie mamy zasłon ani żaluzji, wyprostowałam się w krześle, spojrzałam przez okno i przez chwilę doświadczyłam szczególnego, znanego z dzieciństwa, a obecnie coraz rzadszego uczucia bezpośredniego, bezmyślnego, przedwerbalnego kontaktu, gdy cierpnie skóra, jeżą się włosy, a strumień gęstej krwi na chwilę zastyga w sercu, zanim dotarło do mnie, że widzę duży księżyc, dwie gwiazdki, samolot mrugający w kierunku Okęcia i całkowicie białą ziemię. Chyba spadł śnieg – powiedziałam do R. i świat wrócił na zwykłe tory.
Za otwartym na chwilę oknem powietrze zimne, mokre i śmierdzące od dymu, który wydalamy przez komin do dzikiego świata, żeby w naszym mogło być ciepło i pachnąco od świec.
Tyle godzin pracowałam dziś przy kompie, a jeszcze skrobię notkę na bloga. W tym czasie księżyc przebył drogę długości paznokcia.
Dobranoc.