Komentarze: 21
Burza przyszła naprawdę niespodziewanie, stałam bez parasola, w strugach deszczu na przejściu dla pieszych, chodnik wąski, bez możliwości wycofania się. Sznur samochodów posuwał się raczej wolno w wielkiej kałuży, w jaką zamieniła się ulica, ale wystarczająco szybko, żeby pryskać błotem spod kół. Błagalne gesty w stronę kierowców – brak reakcji. Cholera, miałam się nie mazgaić. Po kilku długich minutach pojawiła się naturalna przerwa w kolumnie…
Ma pani błoto na twarzy – powiedziała lekarka, przyjęła czekoladki, z uśmiechem wypisała papierek.
No to skierowanie już mam. Szkoda, że już chyba nie mam tej fajnej, jasnej kurtki…
I na razie koniec z bagnistymi ekscesami, od jutra muszę się starać nie przeziębiać, odżywiać się i wysypiać. Hmm…. :-)))))