Komentarze: 12
Przypadek, zbieg okoliczności, właśnie dzisiaj rozmawialiśmy o tym miejscu, a zaraz potem spotkałam je pod sklepem: Anka z Kaśką niesioną na ramionach, bliźniaczki, policzyłam, że dziewiętnastolatki. Przyjechały tu ponad 10 lat temu, bo matka nie przeżyła libacji a ciotka nawet próbowała, ale nie zdołała poradzić sobie z własnymi problemami i na dokładkę z genetyczną chorobą Kaśki. Kiedyś z tą chorobą miało się szansę na 20 lat życia, niedawno odkryto nowe leki…
Pamiętam, że od początku do Anki należały wszystkie obowiązki pielęgnacyjne, jak np. codzienne odsysanie siostrze śluzu… pominę dalsze szczegóły.
Kaśka wygląda jak szkielet, porusza się jak manekin, od dawna sama nie wychodzi i prawdopodobnie do reszty ogłuchła, mocny, chrapliwy głos słyszała chyba cała ulica, z wielkim zaangażowaniem, podnieceniem opowiadała siostrze o jakimś chłopaku…
Pamiętam swoje 19 lat: wielka miłość – co z tego że nieszczęśliwa, seks, wszystko takie silne, niezapomniane, kompletne wariactwo…
Szłam za dziewczynami i myślałam sobie, że pewnie Kaśka też by tak chciała: mieć chłopaka i się kochać, i mieć przed sobą długie, zdrowe życie.
Chyba za często użalam się nad sobą i ślimaczę, i rozmyślam nad krzywdami, które ktoś mi wyrządził a nie doceniam tych licznych łask, którymi Ktoś mnie obdarzył.
Chciałabym napisać tu jeszcze coś bardzo ważnego, ale chyba nie dzisiaj… może kiedyś…