Komentarze: 11
Razem z Tatą , leniwie, na luzie i z uśmiechem na ustach, przygotowaliśmy święta dla całej rodziny. Właściwie kaczka i pasztet zostały obficie skropione łzami, bo zaserwowałam sobie obie telewizyjne powtórki Titanica, zwłaszcza moją ulubioną scene, jak to ona leży na tej sofie a on cały strumień emocji kieruje na kredkę i papier (ech, te emocjonalne jazdy bywają lepsze niż seks:-). A przy okazji całkiem miło j
est zmierzyć się ze swoim maleńkim ekshibicjonizmem, tak skrzętnie przez lata ukrywanym (o mój blogu, co ja tu wypisuję, miała być relacja ze świąt).Święta. Cała rodzina przy wigilijnym stole: Tata, siostry, nasi mężowie, piątka naszych dzieci. Dla mnie to duża wartość, odzyskana po latach świętowania w towarzystwie Cioci z dala od rodzinnego domu. Sądzę, że ten scenariusz wigilii odejdzie wraz z Tatą. Jestem świadoma niektórych kosztów ponoszonych przez nasze dzieci w związku z przymusem rodzinnego zgrupo
wania, Olce w tym roku wyraźnie puściły nerwy. Nie wnikam w stanowisko sióstr w tej sprawie, ale ja nie będę miała żalu, jeśli pewnego dnia moje dzieci się zbuntują i zorganizują sobie święta według własnego scenariusza.A w moim świątecznym małżeństwie był młodzieńczy luz, całowanie się po kątach (serio), leniwe i zadziwiająco słodkie "spanie" w zapachu choinkowych gałązek i blasku
choinkowych świeczek, dość już tego ekshibicjonizmu, koniec kropka!I w całym tym gwarze i zamieszaniu znalazło się kilka chwil sam na sam z siedzącą we mnie niegrzeczną dziewczynką, trochę zbuntowaną, trochę niewierną, nie do końca przewidywalną ale chyba nieszkodliwą (ech, co za słowo, polubiłam
je :-)A dzisiaj muszę skorzystać z okazji że tu jestem i odwiedzić swojego adwokata. Nie będę dzwonić, nie lubię tego, wpadnę na 5 minut do kanc
elarii, załatwię to, co muszę bez umawiania się na dłuższe pogawędki, straciłam na nie ochotę i wiarę w ich sens.Całuję, pa.