Komentarze: 8
Jak miło mi się chodzi z Iwcią do siłowni. Pół godziny w jedną stronę, łącznie godzina spaceru i pogaduszek. Iwcia rozpoczęła szósty rok studiów, bardzo, bardzo poważnie myśli o pracy w Anglii. Słucham jej uważnie, a z całego tego kotła refleksji, wątpliwości, planów, obaw, postanowień, staram się wyłuskać najważniejsze dla mnie informacje: ile miejsca i czasu w swym trudnym życiu wojowniczki zamierza poświęcić dzieciom, rodzinie… Będę przy niej bez względu na to, co postanowi, ale co jej mogę dać?
Słowa, słowa… Czy uczucia, które w nie wkładam są wystarczającą tarczą ochronną? Gdyby tak mogły znaleźć się wśród nich prawdziwe zaklęcia, które sprawią, że w moich dzieciach nigdy, przenigdy nie będzie tyle nieszczęścia, żeby zechciały pójść kogoś zamordować, bo inaczej świat się zawali, a marzenia wezmą w łeb.
Poranek pełen uczuć i refleksji, a tymczasem w domu burdel, w brzuchu burczy, forsa w banku, jedzenie w sklepie… Nie ma rady! Wojowniczki, do ataku! Naprzód marsz!