Komentarze: 11
Las pachniał. „Płatki czeremchy”, mówiłam, „czeremchy” - ale to pierwszomajowy śnieg, zimny, szybki i bez smaku, posypał się na nas i na kwitnące drzewa.
Pień białej brzozy i perłowy guziczek, który kiedyś tak lekko odpadł od mojej bluzki i został na zawsze w szczelinie kory - wrosły w mech.
Zielone motyle obsiadły gałęzie.