Archiwum 25 lipca 2005


lip 25 2005 love krove żubrove
Komentarze: 14

Wróciłam z Puszczy Białowieskiej. Jest potężna, cicha, pusta i straszna. Brakuje jedzenia, jak to w puszczy. Nic, co nie jest olbrzymim drzewem czy drążącym drewno robakiem nie ma wielkich szans na przeżycie.

Na zewnątrz, w bezpiecznym świecie, domy są skromne, a ulice wyludnione. Społeczność miłych, inteligentnych, uczynnych ludzi wyraźnie się starzeje. Młodzi wykształceni wyjechali na zachód za chlebem. Nudzącym się starszym wystarczy byle pretekst, aby się błyskawicznie zgromadzić i wszystkiego dokładnie wywiedzieć.

 

-Jezdzjicje same? Tak bez pjerscjonków?

 

  

Mężczyźni zdaje się nie przyjmują wieści o szerzącym się feminizmie:

 

-Ja niewinny, ręka mi tak wisjała, a ty przechodzjiła, to mi ta ręka tak sama drgnęła i sje zrobiło…

 

Poranny pociąg do Warszawy. Nie dojechałam do Dworca Centralnego. Hałas i zamieszanie miały takie natężenie, że przez krótką straszną chwilę pomyślałam, że wybuchła bomba. Krążyłam z bagażem, w tłumie, między torami, ogłuszona przez bełkotliwe, nieczytelne, sprzeczne informacje, a gdy spróbowałam wydostać się z punktu zero pierwszym nadjeżdżającym  podmiejskim pociągiem, jakiś ważniak z identyfikatorem usiłował mi wlepić mandat, bo bilet owszem miałam, ale na pospieszny i w przeciwnym kierunku.

 

Na podstawie zdjęć, które przywiozłyśmy, można by domniemywać, że nasza wycieczka trwała co najmniej miesiąc J)))

 

fanaberka : :