Archiwum sierpień 2004


sie 31 2004 kanie i sromotniki
Komentarze: 15

Od rana deszcz i trzy kanie pod jabłonką... (oby nie sromotniki, bo były smaczne). A na deser resztki urodzinowego tortu R. (moje kręcenie, dekoracja Iwci).

Pogadałyśmy sobie o naszych preferencjach towarzyskich... jeśli istnieje gen samotności, ona go chyba odziedziczyła, tak jak kiedyś ja...

Leniwie i sennie, nie ma kawy, a we włosach zapach perfum jubilata :-) I dziś jeszcze nic nie muszę, zamierzałam solidnie popracować – a tu w necie gotowe ściągawki.

Zastanawiam się, jak się czuje Tata, gdy wszyscy się rozjechali, a przy nim tylko kicia, kury, ogród, wszczepiona w ciało rurka i perspektywa operacji.

Zadzwonę później, niech się wyśpi.


fanaberka : :
sie 29 2004 przyziemna
Komentarze: 14

Wkra, ze swoją ciemną, mętną wodą, zamulonym dnem i bagnistym brzegiem rozczarowała mnie, chociaż pokazała, co miała najlepszego, nie szczędząc mi przy tym detektywistycznych emocji: najpierw był śpiew, potem trzy norki w piaszczystej, stromej skarpie, a na koniec banda grasujących zimorodków. Niebieskie ptaszki!!!! Las bezbarwny, pełen uschniętych żarnowców, jedyny jego urok, to spore głazy narzutowe, u nas tego nie ma, niestety...

Z przyjemnością odwiedziłam dziś z R. rezerwat nas Świdrem. Zwalone pnie, pozostawione własnemu losowi, tętnią ukrytym życiem i tworzą krajobraz trudny do przebicia. Źle mają się liany, potraciły liście, to pewnie rezultat przedłużającej się suszy. Gdzie te deszcze, na które narzeka spora część blogowiska!

Ale sobie wypożyczyłam książkę, tragedia, od czasu rozstania z Aurelianami wszystko wydaje mi się jakieś takie przyziemne.

fanaberka : :
sie 27 2004 Bez tytułu
Komentarze: 22

Wreszcie wieści od Apolla: ponoć świetnie sobie radzą i są zachwyceni, leczą bąble na stopach, a gdy Magda traci resztkę sił – jeżdżą autobusem. Pogoda w kratkę – od upału do gradu wielkości gołębich jaj. Młodość, lato i Paryż... no tak...

Jakieś pokręcone te moje wakacje, zapędzone, pełne napięć, R. niby jest, a jakby go nie było, zapracowany, albo zmęczony... lato nigdy nam nie sprzyjało, jesień za pasem, dobrze.

fanaberka : :
sie 26 2004 stan surowy
Komentarze: 11

Po wizycie w sądzie dostałam niezłego powera – boss P. podejmował kroki, o których nie miałam pojęcia, bo sąd odrzucał je w przedbiegach. Ufff, czego ja się denerwuję przecież już po wszystkim.

Przejechałam rowerem kilkadziesiąt kilometrów, obejrzałam dom, który znajomi zaczęli budować pod lasem i nie przewidzieli przerwy w dopływie gotówki... Stan gorzej niż surowy, wszystko zarośnięte zielskiem po pas, nie widać żadnych śladów pobytu... Cholera, ich sytuacja jest paskudna, są prawie bezdomni.

Potem dziwne miejsce, dobrze znane, bywamy tam z R.: wzgórze w środku lasu porośnięte starym sadem, na zgrzybiałych, rozpadających się drzewach wciąż rosną jabłka i gruszki, trochę robaczywe, ale smaczne :-))))). Lubię takie miejsca, gdzie widać ślady porzuconych siedzib ludzkich, łatwo je rozpoznać, nawet z daleka, po specyficznym układzie roślinności.

Las jest lilowy od wrzosu, ale suchy i jakby przykurzony. Pod cmentarzem dopadł mnie Ludwik Ekolog. Może w sobotę kolejny raz skorzystam z jego uprzejmości i porażającej bezinteresowności, i zobaczę las nad Narwią. On by się zajął swoim kajakiem, ja wydeptywaniem własnych ścieżek. W jego propozycjach nie sposób dopatrywać się jakichkolwiek podtekstów, ukrytych prób wykorzystania kogokolwiek (nawet nie chce działki z gaz). R. mnie puszcza bez szemrania, ma rację!

Żałuję, że nie mam aparatu, mam nadzieję, że Apollo go nie zgubił, łobuz milczy jak grób.

Tata mówi, że nie boi się operacji, popielatka twierdzi, że dobrze się trzyma.

Dziś trochę popracowałam, niewiele...


fanaberka : :
sie 24 2004 mączka
Komentarze: 18

Noce, kiedy pobliskie zakłady drobiarskie produkują mączkę kostną są dla nas bezsenne. Pomyślałam nad ranem, że gdyby Hania oddała mi 1600zł, które mi wisi od roku, mogłabym wymienić okna w sypialni na szczelne... albo spokojnie pozałatwiać sprawy w księgach wieczystych, przysłali ponaglenie, grożą karą od 500 do 10.000złotych. Zajrzę tam dzisiaj, zaraz po lekarzu, niechętnie, przekroczenie progu sądu wiąze mi się z przełamaniem jakichś wewnętrznych barier, brrrr...

Tak naprawdę chcę do lasu, choć ten miejscowy jest jakiś dziwny, bardzo suchy, świetlisty, z obkurczonymi, koślawymi sosnami. Wolałabym w góry: urwisko, a w dole ciemne, poszarpane chmury...ech, to nie dla mnie, lęk wysokości, jeszcze jedno ograniczenie, równie istotne jak brak kasy, czy wiek.

Cóż, kończy mi się kawa, pita w domu, nie w ogrodzie, choć niebo błękitne a trawa skoszona :-)), ale sobie zajrzałam do kilku Waszych okienek.

Hejka.

fanaberka : :
sie 23 2004 lato się kończy
Komentarze: 12

Chłodny, słoneczny ranek przesiedziałam nad Hugo-Baderem. Widzę, że przeszedł długą drogę od dnia, kiedy publicznie wypowiedział wojnę żulom z osiedla. Wykonał niezłą robotę i zdobył niemałą wiedzę, okrzepł przy tym, stracił zapalczywość... Jeśli pozostanie przy temacie, a z doświadczenia wiem, że problem cholernie wciąga, czeka go niejedna jazda, zanim się wypali.

Iwcia nie dostała numerka do lekarza, może jutro się uda, obrażenia po pogryzieniu są rozległe i wyglądają paskudnie. Pogadałyśmy sobie o mojej zażyłości z Hanią, o momentach, kiedy była to dla nas obu znajomość toksyczna, i że to nie ja wybrałam sobie Hanię na koleżankę, że zrobił to R.... W latach picia obraził i wyrzucił z domu wszystkich, z którymi próbowałam wejść w jakiekolwiek znajomości, prócz Hanki (czuł się akceptowany? adorowany?)... i Marka...

A w środę pierwszy dzień pracy, chcę coś przeforsować, co wymaga pewnych ustępstw, ale wierzę, że ma sens... muszę się solidnie przygotować.

fanaberka : :
sie 21 2004 jasna kazała zatytułować "przed kolacją...
Komentarze: 10

R. zerwał się wcześniej z dyżuru, nic tam się nie dzieje, studenci wrócą dopiero za kilka dni, ale przy jego szczęściu pewnie się wyda. Biedzi się na strychu, bo sufit kotłowni okazał się krzywy i czegoś tam nie może dopasować do dziury.

Paskuda ucieszyła się na widok Hanki, a potem ją zaatakowała, gdy ta chciała wejść do domu, wyglądało to groźnie. Wolałabym, żeby rzadcy goście używali dzwonka, nie musiałabym wyskakiwać w niekompletnym stroju, a potem wysłuchiwać uwag na temat moich blizn pooperacyjnych i dobrych rad jak z nimi postępować, bo przecież trzeba być kompletnym idiotą, żeby nie przykładać sobie kompresów z arniki, to lepsze niż homeopatia...

Czasy naszej zażyłości chyba się skończyły, straciłam cierpliwość, tyle, że czuję, że lata bliskiej znajomości do czegoś zobowiązują. Uczelnia ją wycyckała, znowu nie dostała etatu, lecz pracę na zlecenia, chce się zatrudnić dodatkowo w ogólniaku na Powiślu, traktuje to jak porażkę...

Dość o Hance. Koło południa przez prawie dwie godziny używałam mózgu (odwykłam), praca za pasem (też odwykłam).

A latające dywany, roje żółtych motyli towarzyszące śmiałkowi, czy śmierć z miłości są równie realne jak pluton egzekucyjny, begonie na ganku, czy zwierzątka z karmelu – to lektura, czytam po kawałku, już się boję, że za szybko się skończy.

A ściereczki z mikrofibrą to rewelacja, czyszczą szyby i lustra, glazuręi armaturę bez żadnego płynu i to nie ściema.

Siema

fanaberka : :
sie 19 2004 32 stopnie w cieniu
Komentarze: 18

Najcieplejszy dzień tego roku. Upał mnie dotknął dopiero koło piętnastej – ogromna winogronowa altana przed domem wytwarza latem specyficzny mikroklimat. W nocy ma być ulewa i próba nowego dachu – chyba zacznę trzymać kciuki :-) Stary ten mój dom i zapyziały, ale mój...

Zjadliśmy z R. całego arbuza, cztery i pół kilograma!!! Potem byczyliśmy się w łóżku prawie całe popołudnie i wieczór, a gdzie się podział mój pracoholizm, toż to rzecz kilka lat temu nie do pomyślenia :-)))

Pewnie to prawda, że jesteś twarda, kaas, piszesz o samokontroli, pozostawianiu swoich dramatów w ciszy własnych myśli, unikaniu patroszenia bebechów... jak Twoja mama. To nie do komentowania, choć widzę, że być może miałam rację, pisząc Ci o znaczeniu wpojonych nam w trakcie wychowania wartości na to, jak oceniamy własne postępowanie i jak się z nim czujemy. Czasem coś Ci przecieknie, kaas, to chyba nieuniknione, a dla mnie, nałogowej podglądaczki, jest to cenne, fajne i ok. :-)))

Zrobiłam sobie przerwę w pisaniu, szukaliśmy z R. na niebie zapowiadanych deszczowych chmur, ale tylko komary nas pocięły. Coś bym tu jeszcze pomarudziła, ale oczy mi się kleją, jestem skowronkiem, nie sową.

Pa.

fanaberka : :
sie 18 2004 huśtaFka
Komentarze: 13

Zła wiadomość od Iwci: Tata nie uniknie operacji. Wszystkie jego objawy składają mi się na jakąś czarną diagnozę, całkowicie nieusprawiedliwioną, a cóż ja mam wspólnego z medycyną!!!

Trzeba będzie podjąć jakieś decyzje co do szpitala, chirurga... wszystko to i tak wydarzy się poza mną, najmłodsza siostra ma odpowiednie koneksje i załatwi wszystko najlepiej jak to możliwe, mnie – jak zwykle – przypadnie rola piątego koła u wozu, trochę bolesna, ale i wygodna, pozbawiona ciężaru odpowiedzialności.

Pamiętam, jakim wstrząsem była dla mnie choroba Mamy - dziewięć miesięcy wypalającej burzy, potrzeby działania. W ciężkich chorobach Taty, mimo typowych dla mnie czarnych przeczuć, zachowuję spokój poparty przekonaniem, że nie mam żadnego wpływu na to, co się wydarzy. Może ten spokój, to znak, że wszystko będzie dobrze..... Ech, jestem za stara, żeby się oszukiwać... wiem, to sprawa uczuć... kocham Tatę, ale jakoś inaczej...

Źle się poczułam z tym co tu napisałam, ale niech zostanie, może czas zmienić temat...

Doktor Kaas (jak zwykle:) daje czadu, gotowa zawsze i wszędzie stawiać diagnozy i przepisywać recepty: nastrój nietęgi – dowalić na blogu, siedzisz na manowcach – czas zoperować uczucia i empatię. Nawet lubię czytać Twoje notki, Kaas, choć czasem otwieram szeroko zdumione oczęta, chyba podejrzewam kryjące się za całą tą ich wyniosłością i agresywnością drugie dno... może kiedyś je dostrzegę (jeśli rzeczywiście istnieje). Szkoda, że doktor Klemens męczy się na wczasach, pewnie by nie przepuścił udziału w dyskusji, gdyby tylko miał czas.

Chyba już mi lepiej, a na pewno inaczej.

R. kupił schody i robi wejście z kotłowni na strych, podobno specjalnie dla mnie... ciekawe...

fanaberka : :
sie 17 2004 wizyty
Komentarze: 15

Rano odkryłam, że Iwcia u nas spała – dom robi się powoli za duży :):):)

Wpadł sąsiad z listem do Korwina, który opublikowała mu miejscowa gazeta. Schudł ostatnio o połowę... Prócz schizofrenii cierpi podobno na chorobę afektywną dwubiegunową: po coraz dłuższych okresach depresji przychodzą coraz rzadsze okresy wzmożonej aktywności. Poprzednio, w takim okresie, za pożyczone pieniądze utwardził ulicę przed domem (rodzina spłaciła długi). Tym razem walczy o swoje, czyli o dwukrotnie wyższą rentę, pokazał mi kolejne listy, pełne wypaczonych faktów, ale i bólu... bardzo osobiste... prawdopodobnie nie doczekają się publikacji... gdyby miał net mógłby pisać bloga – to nie żart, nie do śmiechu mi w tej sprawie. Opowiedział o rzekomym sąsiedzkim spisku, którego efektem była rzekoma nocna wizyta policji, która chciała zabrać go do Tworek. Gdy poddałam to w wątpliwość – zastanowił się przez chwilę i zmienił temat.

Niby wie, że jest chory, ale zupełnie nie ma poczucia choroby, gdzieś jeździ rowerem, coś załatwia, czegoś szuka, spala się... i pewnie już niedługo nastąpi to, co zwykle: długi okres spowolnienia, bezsilności, załamania, wycofania...

Przerwałam pisanie, bo wpadła koleżanka z tragiczną wiadomością: nie żyje ojciec dobrze znanego mi dziecka, rodzony brat przyjechał z Łodzi, z narzędziem zbrodni i go zabił...obaj w wieku koło czterdziestki... nie wiem co myśleć...

fanaberka : :
sie 16 2004 kierunek Paryż :-)
Komentarze: 17

Apollo z Magdą od rana w autokarze. Miałam okazję poznać jej rodziców, pierwsze wrażenie: duży plus. Zabrali ze sobą mój aparat, ot tak, po prostu, jakby moja zgoda była oczywista... mieli rację. Młodość :):):)

W słuchawce niespokojny głos teściowej: Andrzej (młodszy brat R.) źle się czuje, siódmego dnia po bajpasach wyszedł ze szpitala, strasznie szybko, kochana, oszczędna warszawka. Bajpasy w wieku 47 lat...

A w moim królestwie nic nowego, poza fioletowym kolorem śliwek i dodatkową porcją wolności, z którą nie bardzo wiadomo co zrobić, bo czego Jaś się nie nauczył...

fanaberka : :
sie 14 2004 w domu
Komentarze: 16

Porzuciłam na jakiś czas bezkresne łąki z licznymi przemoczonymi kopkami siana i bocianami- pewnie już ich nie będzie jak wrócę.

Tata pozostał w szpitalu, Iwcia wybiera się na rozmowę z ordynatorem, czuję się tam jak piąte koło u wozu. I zauważyłam, że z każdym rokiem tęsknota za domem przychodzi coraz wcześniej.

Chcę, żeby Apollo przed poniedziałkowym zagranicznym wyjazdem kupił jakąś lekką kurtkę, ale jemu – jak zwykle – nic nie potrzeba, postanowił jechać w tej zapyziałej, z ósmej klasy podstawówki. Błąd wychowawczy: cała nasza rodzina zawsze miała tylko to co niezbędne, czyli po dwa ciuchy na krzyż.

R. wygląda na zmęczonego: odwzajemnia pomoc kolegi, pracując na jego dachu.

Na śniadanie kabaczek, za chwilę solidne sprzątanie, a potem książka, naprawdę dobra.

I rzecz jasna blogi :):):)


fanaberka : :
sie 13 2004 dęby
Komentarze: 6

Chcę wierzyć, że wszystko będzie dobrze, choć pełna jestem lęków i nie najlepszych przeczuć... Tata zachwyca się starymi dębami rosnącymi przed szpitalem, kazał nam je sfotografować w oślepiającym, popołudniowym słońcu.

Na pierwszej fotce dęby, Tata i Popielatka, na drugiej dęby i Fanaberka.

fanaberka : :
sie 09 2004 ......
Komentarze: 15

Obudzil mnie kogut, a natrętna mucha zakonczyla sprawę. Bocian przelecial w odleglości pol metra od tarasu z rozplaszczoną żabą w dziobie. Sądzilam, że trzy kolejne bociany wystartowaly z zagajnika, gdzie wczesną wiosną Iwcia znalazla czerwone grzyby, zle zdradzil je krzyk i klucz: ŻURAWIE!!! Potem pokrzykiwania drapieżnego ptaka nad rżyskiem. Pomyślaam, że towarzyszy mi zaskroniec, albo inny wąż, a to beżowa szarańcza z rytmicznym szelestem skakala mi spod stóp na zmiętą przez kombajn slomę. Z malinowych zarośli dobiegal dramatyczny, jakby rozpaczliwy świergot ptaków - ucichl, gdy się zbliżylam...

A teraz w kafejce czekamy, aż Popielatka dojdzie do siebie po oddaniu krwi. Od szwagierka ciągną w tej chwili :):):):) Krew Olki, która ma tę samą, rzadką grupę co Tata nie nadaje się - za malo hemoglobiny. Moja krew i inne tkanki od kilkudziesięciu lat nie nadają się do tych rzeczy.

Zatankowalyśmy z Popielatką malucha Taty, zaraz pojedziemy do szpitala sprawdzić, jak zniósl badanie wymagające narkozy. Może poznamy dziś wstępną diagnozę.

I zajrzalyśmy do Waszych domków, choć kompy w tej kafejce jak i caly ten system budzą w nas silme emocje... nie pytajcie jakie...

fanaberka : :
sie 04 2004 złe wieści
Komentarze: 24

Tata w szpitalu... to złe wieści i złe przeczucia... ech, moje przeczucia rzadko się sprawdzają. Brak diagnozy, czeka na badania, jedno z nich wymaga narkozy.

Bezskutecznie poszukuję dokumentów z jego pobytu w warszawskim szpitalu, przetrząsnęłam cały dom, jestem zmęczona i zaczęłam wątpić, że gdzieś tu są, moja pamięc płata mi figle :)

Jutro Apollo gotuje dla dachowców a w piątek Iwcia staje przy garach. Wyjeżdżam, prawdopodobnie jutro rano. Tęsknię już za nim, jego domem i ogrodem.

Pa.

fanaberka : :
sie 04 2004 sowy
Komentarze: 10

Dzisiejszego ranka, po kilku latach przerwy, usłyszałam te sowy, dzięki  którym opowieści o zmorach i wampirach tracą szansę na zejście do lamusa.

R. skończył urlop, prace na dachu zwolniły tempa, ale trwają... a wszystko, co trwa, kiedyś się kończy.

 

fanaberka : :
sie 03 2004 Dla Popielatki w dniu imienin :-)
Komentarze: 10

Znasz te lilie, Popielatka!!! I lubisz je, prawda?

Niech czas, który masz przed sobą upłynie Ci w szczęściu i miłości. Sto lat!!!

 

fanaberka : :
sie 03 2004 już po północy, pora spać
Komentarze: 5

Jak chcę się spotkać z mamą, otwieram szafę i dotykam jej ubrań...

Nie umiem tego wytłumaczyć, ale na myśl, że coś tu o nim napiszę, nieważne co, robię się jakaś lekka...

Marka już nie ma w domu, który przed 20 laty dostał od ojca w prezencie ślubnym, i w którym przed rokiem zasnął z głową na kolanach. Świeża farba na ścianach...
-Żeby pozbyć się jego aury wycyklinowałam podłogi - powiedziała Liza.

Bardzo chciałam, ale nie miałam odwagi zapytać o obraz, który kiedyś namalował: odlana z brązu naga Liza na księżycowym gruncie, nic tylko rzeźba i kratery. Potem wręczył mi deskę i kazał namalować R.. Ale ja namalowałam nas oboje: "nie mogę nic zrobić" mówią moje oczy, a ogromna, szponiasta ręka R., ze zniewalającą siłą ściskająca moje ramię, jest zielona, szklista, butelkowa... Ten obraz nadal wisi mi na ścianie, już nieaktualny, będę musiała się go pozbyć przy najbliższym remoncie.

 

fanaberka : :
sie 02 2004 P
Komentarze: 10

Tydzień temu ucieszyły mnie odwiedziny pewnej blogowiczki o ksywie zaczynającej się na P, dziś rano dokonałam zaskakującego znaleziska: to chyba jakiś talizman? Okrągła główka, za nią ogonek, czy raczej wężyk... jego kształt z czymś mi się kojarzy...

Popielatka, nic ci nie zginęło?

fanaberka : :
sie 01 2004 temat wcale nie niedzielny
Komentarze: 13

Od strony południowej prace zakończone pomyślnie, z rynnami włącznie. Widok od strony północnej przedstawia się następująco:

Jakieś ptaszysko zezuje na blogach, nie wiadomo o co mu chodzi, może chce przysiąść na jakiejś antenie, czy co? Ta od netu obcięta niestety...

fanaberka : :