Archiwum czerwiec 2005


cze 29 2005 Pound i Żydzi
Komentarze: 6

 Pod wpływem http://liternacka.blog.onet.pl/

 

Archetypy (np.: Stary Mędrzec, Wielka Matka, Cień) – pierwowzory naszych ludzkich myśli, uczuć i działań. Towarzyszyły naszym przodkom na wszystkich etapach kulturowych, paradoksalnie rozrastały się wraz z rosnącym dystansem ludzi do środowiska naturalnego.

Na etapie świadomości magicznej, archetypowa wiedza umożliwiała współistnienie z siłami natury, co było warunkiem przetrwania.

Świat antyczny posługujący się obrazem, symbolem, uzewnętrzniał archetypy np. poprzez wyobrażenia mitologiczne, zastępujące dotychczasową magię sił natury.

Obecnie, w dobie kultury intelektualnej, gdy uzyskaliśmy (my – ludzie) zdolność do samodzielnego myślenia i posługiwania się wiedzą, przyjemnego kontaktu z archetypami doświadczamy (częściej lub rzadziej, mocniej lub słabiej) przez całe życie: marząc, tworząc w natchnieniu, doznając ekstremalnego zmęczenia fizycznego, cierpiąc, kochając, studiując przeszłość kulturową, doznając objawień religijnych, a nawet ulegając lękom i psychozom.

Doświadczanie archetypów wprowadza do życia spokój i pokój. Np. doświadczenie więzi z umierającym Papieżem i narodem miało prawdopodobnie podłoże archetypowe. Pozwalają wierzyć w rzeczy niewidzialne (naród, ideologia, Bóg, czy żydowska spiskowa teoria przejęcia władzy nad światem). U osób niedojrzałych, skłonnych do nieustannego posługiwania się archetypami bardziej w procesie fantazjowania, niż duchowego rozwoju, archetypy mogą ukazać swoje smocze oblicze, eksplodując w formie wejścia w świat iluzji (Fanaberka ;-)))))), czy choćby totalitarnych programów naprawy świata (Ezra Pound).

Nie wiem, czy istnieją jakieś naukowe, kulturowe, czy psychologiczne wyjaśnienia fenomenu antysemityzmu, któremu ulegają tłumy, i któremu uległ poeta Pound.. Mogę sobie wyobrazić, jak poddał się przekonaniom o ściśle tajnym spisku żydów, żądnych władzy, zorganizowanych, podporządkowanych, o ich wrogich zamiarach oraz starannie przemyślanych, skoordynowanych działaniach ich ściśle tajnego rządu. Łatwo o utożsamienie sposobu działania takiej organizacji z archetypem Cienia, złej mocy, szatana.

A przecież Pound, mistrz uzewnętrzniania archetypów, z pewnością był nałogowcem w kontaktach z nimi.

Jego twórcze życie płynęło wśród pieśni i w kierunku Pieśni. Kto wie, może to pieśni go zgubiły.

 

Napisane dla przyjemności tworzenia (kontaktu z archetypem)

:-))))))))))))

 

 

fanaberka : :
cze 27 2005 paw królowej
Komentarze: 14

Elo, Emsi, zgrzybiała Warszawka niech się chowa, na tronie Mc Doris Masłowska Królowa Hiphopowa. Kaska maska gra muzyka. Twój obraz świata zależy od języka, którym do ciebie krzyczą z papieru, na murze, w hip-hopie, Faktach-sraktach, tivi, uwerturze. Nie o Pragę, meneli i denaturat chodzi, lecz o to, jak do mediów kaski dobijają się laski i faceci niemłodzi. Na przekór obowiązującym tendencjom mentalnym, Mc Doris cię zostawi w położeniu fatalnym.  Twoja sławy fatamorgana rozwiana jest przez jatki od wieczora do rana. Żeby publikę z kaski wydymać, nie musisz tworzyć, wystarczy się podłożyć: być ciotą, szpetotą, dałnem, lub moczu nie trzymać. Czy się roześmiejesz, czy też zmarszczysz czoło i tak zostaniesz, koleś patriarchalnym pierdołą. A ty mała, byś lepiej majtasy z podłogi posprzątała. Chcesz być jego śliczną bohaterką liryczną, a chodzi o otwory w ciele, aniele. A że penis nie teges, będzie cię obrażał, twój wiek, wykształcenie, urodę podważał. Nie pomoże Ci podjazd dla mózgu na wózku, bo jest europejski a ty jesteś po rusku.

I tu się okazuje, że strasznie się spieszę, zaraz półka do trzeciej, OK. muszę lecieć.

 

 

fanaberka : :
cze 25 2005 bąk świnia
Komentarze: 5

Nie hasałam jak pasikonik. Rano ostrzygłam altanę, a pozostałą część dnia przedrzemałam pod orzechem, w trawie, bratkach i koniczynie. Przyleciał kolejny mały bączek, uciekinier ze szklarni miejscowych hodowców pomidorów, którego nie ma w żadnym atlasie, bo stworzony został przez ludzi, niczym zboże, czy świnia. Leniwie zanurzał w kwiatkach ssawkę wraz z głową i tkwił tam tak długo, że mimo całej swojej wiedzy o tchawkach wpadałam w panikę, że się udusi :-). A potem  odpoczywał, niespiesznie czyszcząc ssawkę włochatymi odnóżami. Dzikie trzmiele są szybsze i bardziej płochliwe.

 

Obraz bąka i ogrodu nie był tak piękny, jak w książce ze zdjęciami, ani tak zaskakujący jak e-mail z pytaniem o sposób włamania się na bloga, ani tak szokujący jak zdjęcie mózgu na siedzeniu rozbitego samochodu, ani pokryty aurą starości, jak zabytkowy Świdermajer, ani otoczony aurą naturalności niczym leśny czarny szlak. Był nudny, niedzisiejszy i jakby nierzeczywisty.

 

Potrzebuję odpoczynku od swoich pragnień, wyobrażeń, naukawości i filozowania.

Wakacje.

 

 

fanaberka : :
cze 24 2005 z kwiatka na kwiatek
Komentarze: 8

Nadeszły wakacje, minął roczek szkolny,
będę sobie hasać jak ten konik polny.

:-)))))))))))

 

fanaberka : :
cze 23 2005 bez cenzury
Komentarze: 7

Zatruł jej życie obsesyjną zazdrością, a gdy ją porzucił – w wychowaniu córek odnalazła sens życia. Poświęciła im wszystko, od pieniędzy po czas. Były leniwe, trochę mało ambitne, ale wierzyła, że cierpliwością i siłą pragnień uczyni z nich pianistki, sportsmenki, intelektualistki, miłośniczki sztuki, wzorowe katoliczki. Im później wracały ze szkoły, im więcej czasu spędzały w łazience, tym mocniej cierpiała z powodu odrzucenia, przypływów smutku i złości. Jej zaangażowanie rosło, przyjmując formę kontroli telefonów, korespondencji, niezapowiedzianych spotkań w różnych miejscach, przetrząsania szafek, przepytywania kolegów, ważnych rozmów o wzajemnych uczuciach i relacjach. Wbrew wieloletniej dbałości o kulturę bycia coraz częściej traciła cierpliwość, zachowując się brutalnie i wulgarnie. Do harmonogramu dnia dziewczyn dostosowała pracę, godziny snu, zrezygnowała z hobby. Nie pragnęła w zamian niczego, prócz wdzięczności i wymiernych efektów w postaci ich sukcesów życiowych, a gdy tego nie otrzymała – poczuła się ofiarą.

 

Tyle zapamiętałam – w wielkim skrócie. Nie oceniam, ani nie osądzam, nawet nie mam pojęcia, co to jest. Widzę nierealne oczekiwania połączone z panicznym lękiem. Prawdopodobnie potrzebują pomocy.

Nawet nie znam jej imienia.

 

fanaberka : :
cze 22 2005 kobiety, kiecki, plotki, róże :-)
Komentarze: 4

Kwitnie na różowo, jak na różę przystało. Przydały by się jakieś biedronki, żeby zrobić porządek z mszycami.

Wczorajsze popołudnie przespałam pod orzechem w wysokiej trawie i kwitnącej na biało koniczynie. Wieczorem wypisałam kilka świadectw, zanim w całym mieście zgasło światło.

 

Leżeliśmy jeszcze trochę pod mokrym od rosy śpiworem i dużym, jasnym, wyjątkowo żółtym księżycem.

- To noc złodziei – powiedział R. i musieliśmy wrócić do sypialni, bo nawet późniejsze żarty o Kaczorach nie wyparły strachów kryjących się w ogrodowych zakamarkach.

 

Uporałam się już z dyplomami, świadectwami, arkuszami, sprawozdaniem, dziennikiem, ankietami, obiegówkami, podręcznikami itp.

Szóste klasy zamiast lekcji ćwiczyły poloneza, ale i tak zostałam w pracy po godzinach, bo dziewczyny się pokłóciły i przyszły z tym do mnie, a potem nawet fajnie nam się pogadało.

 

fanaberka : :
cze 20 2005 w zasadzie
Komentarze: 33

Iwcia zaniosła mój aparat do naprawy, zaczekamy z decyzją na wycenę ewentualnej usługi. Wiem, że sprzęt tanieje, i może wkrótce będę mogła sobie pozwolić na lepszą zabawkę, ale ja nie chcę lepszej. Ten aparat, okoliczności jego zdobycia i fotografowanie – wszystko to było pierwszy raz :-)

 

Ocenzurowałam wczorajszą notkę. Była o władzy rodzicielskiej, o sposobach, do jakich się czasem uciekamy, aby pozostać panami sytuacji. I o tym, że wiara może stać się sposobem sprawowania władzy. I wreszcie o tym, co może się wydarzyć, gdy doświadczymy działania władzy tam, gdzie oczekujemy gestów miłości.

 

W szkole zrobiło się ciężko, jak to czasem przed końcem roku bywa.

 

Zakwitła róża z Biedronki.

 

W zasadzie to wszystko.

 

fanaberka : :
cze 20 2005 na pozór
Komentarze: 7

Co mogę powiedzieć o Góralach: dostali w prezencie piękne góry.

 

Patrzenie w dół i w dal wywołuje u mnie zawroty głowy, które łagodnieją powoli w trakcie wędrówki. Z chodzeniem po górach jest jak z seksem u kobiet: im częściej i dłużej, tym mniej spięcia a więcej przyjemności.

 

Krupówki oczyszczone z wielkich reklam. Kawa smaczna i tańsza od śmierdziuchy z ekspresu na stacjach benzynowych. Przed knajpką zbliżenie I stopnia: niedogolony Harnaś z owieczką przykładał roześmianej turystce uda do pupy, nóż do gardła i pistolet do głowy, a jej facet radośnie pstrykał fotki. Byłam tam bez aparatu i bez R., ale pomyślałam sobie, że na jej miejscu chyba wolałabym skorzystać z samowyzwalacza.

 

Zawarłam dziwną „znajomość”: pięćdziesięcioczteroletnia samotna  matka dwóch dorastających córek do rana opowiadała mi swoją historię. [TĘ CZĘŚĆ NOTKI OCENZUROWAŁAM]. Jeśli ktoś z państwa znajdzie na moim blogu treści, które z różnych powodów nie powinny się tam znaleźć, proszę o uwagi. Ciągle się uczę.] Pięknie mówiła o swojej religijności, przekonaniach i Wartościach, ale nie odpowiadała na moje pytania, może nie umiałam ich zadawać.

 

Widziałam Małysza: skakał, a potem stał obok. Na pozór drobny chłopak, jakich wielu.

 

fanaberka : :
cze 16 2005 Aparat. Podręczny
Komentarze: 12

Popsuł mi się aparat, zadzwoniłam do R i jak dziecko płakałam do słuchawki, a on mnie pocieszał, że sklei plastrem i zrobię sobie zdjęcia w Zakopanem. Iwcia obejrzała złamany zaczep do klapki trzymającej baterie i zaraz pojedziemy do Media Markt po nowy.

Zanim jednak Iwcia umyje lodówkę i ruszymy w drogę, odniosę się do tekstu na blogu Podręcznego:

 

„PS. jeszcze jedno mi sie przypomnialo. Nie napisałem o LUBIEWIE. Jak to czytałem to niechęć mieszała sie z ciekawością. A jak skończyłem ostatnia strone to czułem sie lekki.
Geje uwielbiaja tye książkę. Dlaczego? Bo te nędzne postaci, prawie keratury sa szcześliwe, że sa tym kim są i olewają czy się to komuś podaba czy nie.”

 

Cioty z Lubiewa są szczęśliwe, bo są wolne. To nie jest wolność wygrana na loterii: płacą za nią samotnością, bezdzietnością, biedą, chorobą, wykluczeniem. Gdybym przed laty rzuciła wszystko, zmieniła na lepsze dom, męża, rodzinę, musiałabym za to zapłacić ciężką walutą, taką jak na przykład ekskomunika, czy wyrzuty sumienia, a koszty moralne i psychiczne tej decyzji mogły by być dla mnie nie do udźwignięcia. Za małżeństwo, rodzinę i życie w kościele też płacę, ale taką kwotę, na jaką – mimo buntu – się godzę i na jaką mnie stać.

 

Nie da się emocjonalnie reagować na czyjeś zgrabne nogi i nie narazić na posądzenia, nie da się podniecać panienkami i być wiernym mężem, nie da się zmienić męża i pozostać w kościele, nie da się być gejem i żyć w powszechnie akceptowanym modelu rodziny. Dopóki marzymy o wolności za darmo, dopóki wierzymy, że jest możliwa, cierpimy niepokój, stres. Można swoje zachowania bagatelizować, racjonalizować, tłumaczyć, zakłamywać, naginać. Można przyjąć postawę roszczeniową. Można psioczyć na Kościół i walczyć z Wartościami. Prawda jest jedna: Wolność, o jakiej być może marzysz, Podręczny, o jakiej ja marzę, i której żałuję, że mi w młodości przeszła koło nosa - nie istnieje. Chyba.

 

fanaberka : :
cze 15 2005 burzowo
Komentarze: 7

Przerażona Paskuda wcisnęła się pod stół, ale ja, żądna wrażeń, odsunęłam myśli o piorunach kulistych i stanęłam z aparatem w otwartych drzwiach domu, żeby obejrzeć, jak wśród wiatru, błysków i dźwięków piaszczysta ścieżka przed domem błyskawicznie zamienia się w strumyk, i spróbować utrwalić całe to widowisko, o tyle niezwykłe, że rozgrywające się w niczym nie zasłoniętym, żółtym, niskim, popołudniowym słońcu.

 

A wtedy dwuletnie dzikie wino odpadło od ściany, przybierając tak nieznośny obraz nieodwracalnego zniszczenia, że wyszłam na deszcz i obcięłam je gwałtownie na wysokości metra tępymi, krawieckimi nożycami.

 

W chwili, kiedy robiłam to zdjęcie, wielka, zielona ściana zwinięta w niewielki, łykowaty kłębek rozpoczęła pierwszy etap przemiany w kompost na dnie dołka z odpadkami, dżdżownice wypełzły na powierzchnię, deszcz zmienił się w kapuśniak, chmura pojaśniała a słońce przybladło.

 

Jakaś zmęczona jestem.

 

fanaberka : :
cze 13 2005 tygryska mru mru
Komentarze: 13

Wystawianie ocen to stres i zmęczenie, ale już po wszystkim. Ciepło i zielono, więc byczyłyśmy się z Iwcią w ogrodzie, wieńcząc dzień zakupem baseniku ogrodowego dla niemowląt z Biedronki J))

 

Za chwilę zmykam do łóżka, ale jeszcze słowo sprowokowane w sprawie, czyli o koszulkach dla wolności.

 

… tak sobie myślałem - to dopiero prowokacja, nosić koszulkę "Jestem katolikiem"….

klemens

2005-06-13 00:17

 

O ile dobrze zrozumiałam, wypowiedź ta nawiązuje do nagłośnionej akcji noszenia koszulek przez ludzi, którzy w naszym społeczeństwie czują dyskomfort, z powodu znalezienia się w „gorszej”, bądź represjonowanej mniejszości.

Weźmy koszulkę „Byłem narkomanem”, czy „Jestem gejem”, czy „Jestem niepłodna”. Osoba, która ją nosi, nie sugeruje: „ćpam”, „nie mam owulacji” czy „sypiam z przyjacielem”, bo to dobre, to mnie cieszy, jestem z tego dumny i gorąco polecam. Taka prowokacja ma oswoić z piętnem, złagodzić odrazę, zmniejszyć niechęć, może nawet ją zlikwidować.

Koszulka „Jestem katolikiem” w moim odczuciu ma podobny przekaz jak „Jestem mężatką” czy „Jestem profesorem”. Moja reakcja  (o ile w ogóle by była) we wszystkich tych wypadkach byłaby podobna: I co z tego? Połowa ludzi jest. Też mi coś! A to sobie bądź.

 

Nie ma jak jedwabna koszulka w lamparci wzorek, coś robi ze skórą i jest nie do zdarcia.

Dobranoc :-)

 

 

 

 

fanaberka : :
cze 12 2005 koniki
Komentarze: 10

Chyba nam nie sprzyja siedzenie po nocach, poranny pośpiech i uczucie zmęczenia. Już nie pamiętam, kiedy witaliśmy we dwoje wschód słońca nad rzeką.

Noc mnie pobudza do wywodów, na które jestem za cienka, pozostają więc niedokończone, takie nie domknięte kółka, które chciało by się domalować, ale brak a to pędzla, a to farby, a to coś nie tak z drabiną.

Iwcia odkryła, że mój dorosły syn, po kilku latach przerwy, znów maluje koniki. Dawniej „zdobiły” książki do podstawówki, dziś „Podręcznik administratora bezpieczeństwa teleinformatycznego”. Widocznie z koników się nie wyrasta.

 

 

fanaberka : :
cze 12 2005 Zawrócona
Komentarze: 5

Już odeszłam od tematu w stronę swego ogródka, rosołu z kury, domowników i Robala, z którym spędzamy sobie ten dzień i wieczór leniwie i miło, bo jeszcze się snuje za nami to coś na naszą miarę, co jest dalekie od najgłębszej miłości Osób Trójcy i nie owocuje szczytowym dobrem – dzieckiem, ale jest przyjemne i (jak u delfinów:-))) wzmacnia więź. 

 

A tu Stefen-Niecnota wpadł i mnie zawrócił :-)

 

Mam jakieś tam wykształcenie, udokumentowane grubą teczką papierzysków i spory dystans do mojej „naukawej” wiedzy na temat losów Ziemi, życia, ewolucji Homo sapiens, naukowo-technicznej i materialistycznej kultury i cywilizacji w różnych ich formach ( np. pedagogiki, sztuki, medycyny czy nawet religii). Cenię sobie wolne, klarowne myślenie, zmuszające do refleksji, każące wątpić w doskonałość naszych zmysłów, metod badawczych, zdolności interpretacyjne, całą tą wiedzę i wreszcie w ludzką zdolność do wolnego klarownego myślenia.

 

Jest jeszcze coś, co pojawia się rzadko i trwa dość krótko, i nie ma żadnego związku z wiedzą, czy myśleniem. To intuicyjne przeczucie, że Bóg istnieje i że jest Miłością. Wiedza o Objawieniu i Wniebowstąpieniu łączy się z intuicyjnym przekazem bez zgrzytu, a Kościół, który jest jej nośnikiem, zyskuje nowy wymiar. Żadne naukowe dowody ani wywody nie mają znaczenia i nie są w stanie nic zmienić: wierzę, a w odpowiedzi na Miłość chcę ją przyjmować i się dzielić.

Kilka razy w życiu doświadczyłam tego stanu, potem przychodziło zwątpienie.

 

Kościół pomaga wątpić. Na przykład nakaz dążenia do Boskiej doskonałości jest dla mnie niewykonalny, bałwochwalczy i intuicyjnie niemoralny. Podobnie jak dostępność seksu wyłącznie dla małżonków, w zestawieniu z poplątaniem ludzkich losów, kłóci mi się z intuicyjnym poczuciem sprawiedliwości i miłością bliźniego. I wówczas przestaję dowierzać intuicji, a to przecież ona mi mówi, że Bóg istnieje.

 

Coś tu jeszcze dopiszę, zanim Robal dokładnie wyśpi się w wannie.

 

Moja potrzeba przynależności do Kościoła ma jeszcze jeden wymiar. Dając mi zestaw jasnych wskazówek i żądając posłuszeństwa – przejmuje na siebie część kosztów moralnych i psychicznych podejmowanych przeze mnie decyzji. A za winy wcale nie karze, lecz nagradza darem Odpuszczenia. Życie w Kościele, zgodne z jego nakazami, jest lżejsze, wygodniejsze, prostsze. Nie wiem czy uczciwsze, przyzwoitsze, mam poważne wątpliwości.

 

Dziękuję Wszystkim, którzy zechcieli na ten temat ze mną porozmawiać.

 

A dla Ciebie Kri: zeszłoroczne parowce. Możesz zacząć się oblizywać. Tylko bez obżarstwa, bo to grzech! :-)

 

 

fanaberka : :
cze 10 2005 Kolorki po deszczu cukierkowe. Poza tym napaliłam...
Komentarze: 9

"Deszczyk pada, słońce świeci
Czarownica masło kleci"

Przyda się to masło na jagodzianki, parowce i pierogi. Za dwa tygodnie.

 

fanaberka : :
cze 08 2005 pod wpływem
Komentarze: 36

Mam co do gara włożyć, nie obchodzą mnie afery klasy politycznej, bo do niej nie należę, ale panów w czarnych sukniach traktuję poważnie, a dylematy bycia członkiem ich drużyny uważam za jedne z kluczowych.

 

Owszem, nie ma obowiązku przynależności do Kościoła. Jeśli osoba z zewnątrz i podejmuje decyzję o wstąpieniu – jest to całkowicie dobrowolne i powiązane z przyjęciem i przestrzeganiem obowiązujących zasad. Jeśli nie zgadza się z nimi – nie wstępuje, czysta sprawa, koniec kropka.

 

Jeśli jednak ktoś wzrasta w bliskim związku z Kościołem, a w trakcie dorastania zacznie się u niego rozwijać głębokie, wewnętrzne poczucie niesłuszności pewnych zasad, staną się one sprzeczne z jego intuicyjnym przeczuciem sumienia, a czasem sprzeczne ze sobą nawzajem, zaczyna się dramat. Przestrzegając reguł uważanych za niesłuszne postępując wbrew sobie, żyje się w kłamstwie, zamiast pożądanego wzrastania duchowego pojawia się jego upadek. Za złamanie zasad płaci się mniej lub bardziej brutalnym wykluczeniem, które zawsze jest bolesne, nie każdy chce i może ponosić takie koszty. I nie chodzi mi tu o zbawienie, intuicja moralna szepce, że dostąpią go wszyscy dobrzy ludzie. Chodzi o zaspokojenie elementarnych potrzeb przynależności, więzi, akceptacji, oparcia na czymś trwałym i niepodważalnym, dającym poczucie bezpieczeństwa.

 

Chodzą mi po głowie historie biblijne: odrzucenie seksu pozamałżeńskiego przy akceptacji przedmiotowego, często okrutnego traktowania żony i dzieci… Czy to moje sumienie jest wypaczone? A może to ojcowie Kościoła, z autorami Katechizmu włącznie, mylą się w interpretacji zasad, jakie otrzymaliśmy w wyniku Objawienia. A może ideolodzy, kaznodzieje, kapłani, publicyści, naginają je do swoich potrzeb, traktując instrumentalnie adresatów, może niesłusznie katolicyzm utożsamiam z przyzwoitością?

 

Coś mi tam jeszcze chodzi po głowie, ale późno się zrobiło. Do łóżka Fanaberko biegiem marsz!!

 

 

 

fanaberka : :
cze 05 2005 Klapka na Oku
Komentarze: 16

To nie był dobry tekst na niedzielę.

Gazeta opublikowała protest, który mnie ucieszył i pod którym się podpisuję. Nie podoba mi się rozbieżność, między powoływaniem się na zdrowy rozum, a jednoczesnym przywoływaniem powszechnie znanych treści, bez śladów emocjonalnej, czy duchowej głębi i osobistej refleksji, posługiwanie się stereotypami, co jest wstydliwym przeciwieństwem myślenia. Ciśnie mi się tu jednak coś bardziej osobistego.

Gdy czytam, lub słucham takiego kaznodziejstwa, czuję niechęć do autora, a jego intencję odczytuję źle, jako chęć wywyższenia się, ustawienia się „ponad” na drodze poniżania, upokarzania gorszych, bardziej grzesznych, mniej godnych. To jeden z tych tekstów, głoszonych przez ojców kościoła, które brutalnie i niesprawiedliwie wyrzucają mnie poza jego granice. W agresywny, niechrześcijański sposób uderza on nie tylko w najgorszych antychrystów hańbiących się homoseksualizmem, seksem zbiorowym, erotomanią, nimfomanią, prostytucją, kazirodztwem, sadyzmem, masochizmem, masturbacją (hm ;-), pedofilią, zoofilią, nekrofilią, pornografią i fetyszyzmem, ale w każdy przejaw aktywności seksualnej, który nie jest odbiciem najgłębszej miłości Osób Trójcy i nie ma na celu owocować dzieckiem, szczytowym dobrem i szczęściem. Gdzie ta poprzeczka? W niebie? Mój seks małżeński (25 lat stażu) nie spełnia żadnego z tych warunków, wobec tak nierealnie wysoko ustawionej porzeczki jest bliższy obrzydliwej, nieograniczonej, rozwiązłej konsumpcji. No wreszcie się roześmiałam, :-))))

Ksiądz doktor Oko nawołuje do wierności swojemu sumieniu. Moje sumienie jest dla mnie sprawą pierwszej wagi, nie tylko z silnego, zakorzenionego w dzieciństwie pragnienia przynależności do kościoła. Uważam, że bycie w zgodzie z własnym sumieniem jest najważniejszym warunkiem dobrej jakości i radości życia. Aby być wiernym swojemu sumieniu – trzeba się z nim zmierzyć, a jeszcze wcześniej poznać. To jak wędrówka długim, ciemnym korytarzem i uchylanie kolejnych drzwi, czasem kryje się za nimi zasklepiony w muszli ślimak, czasem straszny potwór, czasem niezrozumiałe nie-wiadomo-co., Podjęcie trudu takiej wędrówki, analiza własnych zachowań, wypowiedzi, prześwietlenie tęsknot, pragnień - czasem trochę boli, czasami zawstydza, w efekcie zawsze się opłaca, uchyla furtkę na przyjęcie siebie i ludzi, jest pierwszym krokiem jakichkolwiek trwałych zmian.

Doktor Oko wysyła dewiantów do doktora. To słuszna droga. Czasem dopisze grzesznikowi szczęście i spotka świetnego terapeutę, czego ja – zwykła, grzeszna, mała Fanaberka, wielkiemu naukowcowi, filozofowi, pracownikowi Papieskiej Akademii Teologicznej z całego serca życzę.

 

fanaberka : :
cze 03 2005 bo to co nas podnieca
Komentarze: 11

Klas ubywa i od września zarabiać będę dwie stówki mniej, jakoś mnie tak przygniotło i rozślimaczyło, choć przecież się spodziewałam, a moja sytuacja życiowa i tak pozostanie bez większych zmian.

A potem, przez okno szkolnego korytarza, zobaczyłam żonę bossa P., tego, który przed trzema laty ukradł nam dom i próbował wysłać na bruk. Skurczyłam się w sobie jak wtedy, gdy dostałam od niego pierwszy list z żądaniem eksmisji, i jak wówczas, gdy trzech byczków wtargnęło, by odciąć nam prąd. A potem impuls: zaczerpnęłam powietrza, wybiegłam przed szkołę, stanęłam przed nią wyprostowana i zażądałam zapłaty zasądzonego mi przed rokiem odszkodowania, strasząc komornikiem i sądem. Sczerwieniała i niespodziewanie podkuliła ogon, ale nie wiem, po co mi to było, bezsensowny akt agresji nie w moim stylu; trzęsłam się potem pół godziny, z poniżenia, upokorzenia i nie wiem, czego jeszcze, gotowa darować te 5 tysięcy, aby tylko uwolnić się na zawsze od tych ludzi, tych ciężkich wspomnień, całego tego balastu i brudu.

I tak tracę powoli to ciepłe, pogodne popołudnie, grzebiąc w ogródku, kręcąc się koło kompa, rozmyślając trochę o bossach tego świata, o ludziach, którzy odeszli, o Robalu, który spędził noc na wsi u Taty, zawiózł mu autobusem zapomniane buty, a dziś wreszcie wraca do mnie do domu. Potrzebny nam samochód, może za jakiś czas…

 

 

 

fanaberka : :
cze 01 2005 wystartowałam w konkursie no i masz babo...
Komentarze: 20

No i wygrałam wycieczkę do Zakopca.

No i będę musiała pojechać.

:-)

 

Na prośbę, a nawet rozkaz :-) P przeklejam tu notkę o Wielgatce :-)

Wielgatka z konieczności, nie z wyboru mieszkała w lepiance na skraju wsi i bez względu na porę roku nie rozstawała się z waciakiem. Ponoć grzał ją zimą, a latem chronił przed upałem, a wśród wiejskich dzieciaków krążyły opowieści o jego niezwykłych właściwościach. Podobnie jak o tajemniczym, upośledzonym synu, który wyrósł po latach na człowieka wielkiej szlachetności, ale wtedy jeszcze wątpiono w jego istnienie, bo nikt go nie widywał, bo jak i gdzie, skoro nigdy nie pasał krów pod olszyną. Wielgatka nie miała krowy, ani konia, ani pola, na którym mógłby orać. Jarzębata kura z jednym czarnym kurczakiem, wyprowadzonym na drogę w upalne, niedzielne popołudnie wydała mi się wzruszającym uosobieniem jej ubóstwa. Dostrzegłam też inność kobiety, jej izolację, samotność i w swej dziecięcej naiwności, jednostronnie utożsamiłam się z nią.

Po naszym podwórzu kilka kwok prowadzało spore stada kurcząt. Złapałam małe, czarne pisklę, zawinęłam starannie w kraciastą chustkę do nosa i ruszyłam w stronę chałupy Wielgatki, snując fantazję na temat radości kury z drugiego dziecka, radości kurczęcia z siostry bliźniaczki, radości gospodyni z cudownego powiększenia jej dobytku. Ale najważniejsza, najbardziej pociągająca była fantazja, że kiedy kurczak urośnie i zacznie znosić olbrzymie jajka, Wielgatka rozwikła naszą tajemnicę, a wtedy mnie polubi i pomyśli sobie, że jestem dobra i mam dobre serce.

Zawiniątko było niewygodne, a droga wystarczająco daleka, by w jej połowie zawartość węzełka przestała się poruszać, zwiotczała i stała się straszna. Pamiętam chłód, a potem spokój i determinację, z którą przy użyciu złamanego patyka, w suchej, twardej, opornej ziemi wykopałam płytki dołek i pochowałam ptaszka pod krzyżem na skraju lasu. Nikt nie szukał kurczęcia, ani kraciastej chustki, mogłabym zapomnieć o całym wydarzeniu, gdyby nie krzyż, który się wyostrzył, uwidocznił, wyodrębnił.

Od kiedy mam aparat często go fotografuję, sama nie wiem, po co, mam już sporą kolekcję podobnych, nieciekawych zdjęć. I ujawniam tu kolejne swoje tajemnice, ulegając dziecięcej fantazji, że… nie wiem…

 

 

 

fanaberka : :