Kategoria

Goździkowa


mar 08 2011 Made in szklarnia
Komentarze: 1

Płatki tulipana wydają się prawdziwe i nawet eterycznie pachną. Jednak wnętrze zdradza pospieszną podróbkę. Słupeki jest jak rzeźbiony ze szklistego mydła, a pręciki - z pałeczek węgla, inkrustowanego miedzią.

fanaberka : :
cze 13 2010 druga fala
Komentarze: 0

Noc była nośna i niski, grobowy pomruk, który wyrwał mnie z łóżka, mógł być głosem wielkiej fali, która właśnie przetaczała się Wisłą, wdzierała się w koryto mojej rzeki, odwracała jej bieg i wypełniała rozlewiska.

Wieczorem pojechałam zobaczyć powódź. Stałam przez chwilę, wśród innych, nad rozświetloną breją. Wdychaliśmy fetor i tłukliśmy komary. W gałęziach nad nami kląskały słowiki.

fanaberka : :
mar 25 2009 O szczęściu
Komentarze: 0

Nosek z szóstej: Proszę pani, proszę pani! Mam dzisiaj ćwiczenia do przyrody!
Chłopaki: Taaa! Lepiej powiedz gdzie się znalazły!

Nosek przyniósł do szkoły makulaturę. Na szczęście rozsypała się na schodach.

fanaberka : :
mar 11 2009 Czystość
Komentarze: 3

Dzisiaj obchodziłam w pracy imieniny. Upiekłam olbrzymi tort śmietanowo – jogurtowy z brzoskwiniami. Zajęło mi to cztery godziny. Dla pewności nasączyłam biszkopty buteleczką rumu i tort wydawał się bardzo smaczny.

Robal wrócił ze wsi. Pokój na górze, w domu Taty, w którym chcemy spędzić część urlopu dostał nową, sosnową podłogę. Podobno jest biała, czysta i lśniąca. Tata zajął się obróbką desek u stolarza i pomógł przy ubijaniu. Robal trzy razy jeździł tam po pracy: cyklinował, kładł podkład i dwie warstwy lakieru. Za tydzień załata dziury przy futrynach, wygładzi tynk i pomaluje sufit. Ja zajmę się ścianami. Jeden kolor ma być żabi, drugi jasny i słoneczny. Chciałabym, żeby było czysto i kolorowo.

W trakcie ferii udało mi się wytapetować Tacie pokój gościnny. Stare tapety, wybierane w innym życiu przez Mamę, były ładniejsze ale strasznie brudne. Te nowoczesne, wiskozowe są łatwe i wygodne. Zrobienie ścian w dużym pokoju zajęło mi pół dnia, a wieczorem pojechałam do siostry na aerobik.

Latem zajmę się sypialnią Taty. Coś tam się dzieje złego z sufitem, farba się łuszczy i chyba nie obejdzie się bez pomocy Robala.

Na strychu Taty mieszkają myszy – biegają po ścianie z dala od ludzi i łóżka na dole, gdzie wysypia się Kicia. Jest tam wygodne miejsce na pokój z kominkiem. Może kiedyś.

Póki co – układam test ze ssaków. To nudne, więc piszę i podczytuję na boku. Otóż u Bemba z Rodezji Północnej nieczystość seksualna przenosi się przez kontakt z ogniem. Można bezpiecznie dotknąć kogoś jeszcze gorącego od seksu. Wystarczy jednak pozwolić takiej osobie podejść do ogniska, a każde jedzenie ugotowane nad jego płomieniem zostanie natychmiast zanieczyszczone. Niebezpieczeństwo jest śmiertelne. Dziecko, które zje posiłek przygotowany na takim ogniu może umrzeć. Matka Bemba jest ciągle zajęta, gasząc podejrzane ogniska i rozpalając nowe, czyste.*

 

*Mary Douglas – Czystość i zmaza.

 

lut 16 2009 Zlot Królewien
Komentarze: 0

zlot królewien

 

Kurcze, Iwcia nigdy nie miała takiej sukni.

 

sty 14 2009 Kocham
Komentarze: 1

pisanie protokółów z posiedzeń.

Na zabój.

fanaberka : :
gru 14 2008 Jasność
Komentarze: 1

Miejsce akcji: gabinet pedagoga szkolnego.

Osoby:
Patryk - uczeń klasy drugiej
Pani pedagog 

 

- Pani pedagog , (***), niech pani mi kupi karabin, taki na kulki, u ruskich, (***), pani pedagog, niech pani mi kupi, (***),  pani pedagog! (***)

- Ale ja ci mogę zapłacić za wycieczkę, kupić książkę…

- Nie chcę książki, jasne?! Ja się zupełnie nie mam czym bawić! (***), Pani pedagog, niech pani mi kupi karabin, taki na kulki! (***), Pani pedagog! (***), Niech pani mi kupi, u ruskich, koło drugiej biedronki, za dwie dychy! (***), Pani pedagog! (***).

 

(***) – przerywnik na ryk, tarcie oczu piąstkami, wypuszczanie i wciąganie zielonego gluta o długości około 10 cm.

 

 

PS. I jak – kupi czy nie?

gru 09 2008 Dobroć
Komentarze: 0

Pan Czesio dygotał - był w najwyższym stopniu spragniony. Szukał w świecie bytu, który byłby zdolny to pragnienie zaspokoić, lecz zdefektowany, porzucony kosz bez złotówki nie mógł tego uczynić. Pod supermarketem ustawiła się kolejka dobrych ludzi, ale kosze z monetami były nieżyczliwe, złośliwe, okazujące nienawiść i pogardę. Przechodziły pospiesznie z rąk czystych do rąk tłustych, drwiąc z jego uszkodzonych, bezpalcych.

Ale dobry Bóg zaspokaja najgłębsze pragnienia. A jeśli nawet nie było tu dla Niego miejsca, w godzinie szczytu, pod zatłoczoną wiatą - przysłał swoją chudą asystentkę: Miłość. I oto chłopak, który siedział na schodku, nagle odstawił ledwie napoczętą butelkę piwa i pobiegł w stronę dziewczyny przechodzącej przez parking.

Czesio był pierwszym, który doświadczył cudu. Ukląkł, wziął butelkę w bezrękie ramiona i nabożnie podniósł do ust. Zdążył wypić łyk lub dwa, nim ktoś się potknął, zachwiał, popchnął i butelka upadła. Płyn wsiąkł w wycieraczkę i było po cudzie, ale pan Czesio nie wstawał z kolan i nie odwracał oczu od plamy.

- Tyle dobroci - powtarzał. Tyle dobroci.

wrz 10 2008 długo i szczęśliwie
Komentarze: 2

Nie umiem robić wina z jabłek i chyba się nie nauczę. Od kiedy w przepisie na wino z głogu przeczytałam: „owoce wypestkować" - straciłam zainteresowanie recepturami.

 Mój przepis: 

1. Zebrałam jabłka pod  Śpiącą Krąselką. Dawno temu musiały się tu wydarzyć jakieś złe czary, jakaś straszna historia z Zazdrosną Antonówką i jabłkiem zatrutym pestycydami, bo drzewo zasnęło, zarosło lasem, kolczastym, nieprzebytym gąszczem i chyba wszyscy o nim zapomnieli. Minęło wiele lat - sto, jeżeli wierzyć starej książce z obrazkami. W pobliżu przejeżdżała Fanaberka na rowerze. Zza chmur wyszło słońce i złote jabłka zalśniły nad kępą chaszczy jak lampiony.  Kolczaste gałęzie szarpały jej włosy, parzyły ją pokrzywy, zazdrosne rzepy próbowały ją zatrzymać, ale cóż znaczą marne siły natury wobec przeznaczenia. Po wielu minutach desperackiej walki Fanaberka podniosła do ust pierwsze, robaczywe jabłko.

Wiem, zboczyłam, oto co było dalej:

2. Wycisnęłam sok z jabłek-lampionów za pomocą niewiele młodszej i niewiele mniejszej siostry ich Zbudzonej Rodzicielki - radzieckiej sokowyżymałki. Rozpuściłam w soku cukier, zaprawiłam fermentującymi malinami Taty i zlałam do słoja. 

3. Dzisiaj pociągnęłam z gąsiora spory łyk (żeby sprawdzić czy nie trzeba dosłodzić). Spać mi się zachciało, chyba zaraz zasnę.

4. I nie wiem co teraz się wydarzy. Pewnie nic szczególnego - wino będzie fermentować i dojrzewać w kotłowni. Długo i szczęśliwie.

sie 17 2008 pożar
Komentarze: 2

Dochodziła północ, ale chyba nie mogło być we wsi nikogo, kogo by nie obudził potężny grzmot. Stałam w otwartych drzwiach balkonu i widziałam, jak uderza ten piorun. Przewróciłam się na podłogę razem z krzesłem. Zgasło światło i nie mogłam znaleźć torebki, telefonu, nie wiedziałam pod jaki numer zadzwonić. Miejscowy strażak biegł w stronę remizy, szarpany wiatrem. Nie było słychać ognia, tylko jego kroki i ulewę. Zeszłam do Taty, potykając się na ciemnych schodach. Wieś się pali – powiedziałam.



lip 23 2008 porzeczki
Komentarze: 2

Dojrzały owoce leśnych porzeczek. 

Pewnie bym nie zauważyła pary za porzeczkową kępą na brzegu, gdyby oni nie zauważyli mnie. Chyba nie byli ani młodzi, ani trzeźwi. Wyraźnie ich spłoszyłam, a może to oni mnie spłoszyli, skoro w aparacie znalazłam tylko jedno zdjęcie. Zapamiętałam drobne, chude pośladki mężczyzny. Nie chciałam ich widzieć. Wydały mi się żylaste, nieapetyczne i nie mogę się pozbyć uczucia niesmaku, kiedy o nich myślę. 

Dzikie porzeczki są kwaśne i pachnące. Czasami mi się wydaje, że nikt ich nie zrywa i nie je - prócz mnie.

porzeczki

maj 28 2008 ***
Komentarze: 3

„Co się martwisz, co się smucisz,

ze wsi jesteś - na wieś wrócisz.”

                            (autor nieznany;)

 

Koniec przygotowań, walizka spakowana. Jutro Apollo, jako przedstawiciel rodziny, odleci do Kairu na wesele swojej siostry (mojej chrześnicy). Nie wywiązałam się z obowiązku matki chrzestnej i nie zapobiegłam małżeństwu katoliczki z muzułmaninem. ;)

Młodzi mieszkają i pracują w Holandii, ale biorą pod uwagę Egipt jako docelowe miejsce zamieszkania.

I tak.

maj 14 2008 cyrkówka
Komentarze: 3

Przed sklepem słońce i bratki, pomarańczowe jak loki Weronki. 

Podobno wszyscy szeptali zazdrośnie, kiedy Weronka wyjechała do szkoły w Julinku, zdobyła stypendium, podpisała kontrakt, a latem obnosiła się po mieście z czerwonym kabrioletem i szwargoczącym, podstarzałym akrobatą. Podobno współczująco kiwali głowami, kiedy wróciła na stare śmieci z brzuchem i stalową szyną w nodze. Podobno z niechęcią odwracali wzrok, kiedy oddała dziecko i ciągała się po osiedlu za miejscowym  żulem i obszczymurkiem. 

- Stoczy się, skończy na ulicy - wydyma usta sprzedawczyni, ale nawet ona podchodzi do szklanych drzwi i mruży oczy.

A Weronka, jakby na przekór, unosi ręce gestem cyrkówki i stąpa po grzbiecie krawężnika tak lekko i pewnie, jakby od rana nie brała do ust niczego, oprócz chrupiących, kokosowych kulek i kilku łyków źródlanej, niegazowanej wody. Jakby można było zatoczyć koło, w pomarańczowym świetle tańczyć na linie.

 

kwi 05 2008 ramka
Komentarze: 1

Za dwa tygodnie zdejmę ostatnie bandaże i będę wolna aż do jesieni.

Mój Pan Chirurg został niedawno ordynatorem szpitala w Warszawie, ale gabinet ma nadal w miasteczku, którego mieszkańcy walczyli kiedyś o jego prawo pobytu w Polsce i zachowanie pracy w powiatowym szpitaliku. Dojeżdża trzy razy w tygodniu, a w poczekalni kłębią się tłumy podstarzałych chłopów, zgarbionych babć w chustkach i innych Fanaberek.

Pamiętam historię z czasu mojej pierwszej operacji: Doktor pojechał do domu jakiejś staruszki, świeżo wypisanej ze szpitala. Patrzy, a tam w ramkach, na kredensie stoją trzy święte obrazki: na prawo Jezusek, na lewo Maryja, a pośrodku jego zdjęcie wycięte z gazety :-)))))

Wiem, wiem, zaczynam się powtarzać;)

Chciałam zostać na wsi z Tatą i Siostrami, ale Apollo ma dzisiaj urodziny, więc wróciliśmy, by mógł je spędzić z przyjaciółmi. Minęliśmy kilka bocianich gniazd, a w każdym stał odrętwiały, brudny, mokry samiec i wypatrywał powrotu bocianicy.

fanaberka : :
mar 29 2008 i tak
Komentarze: 1

Podobno Agatka przespała w foteliku całą podróż (z małymi przerwami na jedzenie i coś wręcz przeciwnego;) i nawet nie wiedziała o tym, że pędzi na zachód autostradą i że będzie już duża i mądra, kiedy wróci do domu.

Tymczasem deszcz przestał padać i w brudnych kałużach odbija się szarość i swojskość ulicy.

Robal wyciąga mnie z domu. I tak.  

fanaberka : :
lut 27 2008 smak prawdy
Komentarze: 3
 

Walusiowa dożyła pięknego wieku, a kiedy umarła - w śródleśnej kolonii nie było już drugiej zamieszkałej chałupy i nikogo, kto mógłby ją wyprowadzić pod kapliczkę na rozstaje. Podobno za trumną szedł tylko ksiądz i syn - Starszy Walusiów, więc nie było też nikogo, kto mógłby się dziwić i pomstować, że wyrodny Młodszy nawet na pogrzeb nie przyjechał ze Śląska, skąd przysłał tylko jeden krótki list, w którym zawiadamiał, że nigdy nie powróci.

Szybka jest wybita i strzępy firanki falują łagodnie na wietrze, jakby je unosił od środka czyjś oddech albo dłoń. Wiem, że mogłabym bezkarnie ominąć kapliczkę, obejść studnię i zajrzeć przez okno do chałupy - Walusiowa umarła, Młodszy Walusiów nigdy nie powróci, a Starszy gnije w kryminale.

I chociaż jest jedynym żyjącym mieszkańcem tego miejsca - to jego obecność wyczuwam i boję się, jakbym miała spotkać ducha. Wyobrażam sobie jak siedzi skurczony, w żałobnym stroju, w pustej izbie, która nagle zrobiła się obszerna i zbędna - skubie chleb wprost z bochenka i je ruchami dziecka, które się pociesza. I nagle widzę go odmienionego, w chwili spowiedzi: siedzi prosto, naprzeciwko posterunkowego, z rozchylonymi udami i pomiętą czapką w dłoni.  Mówi cicho i powoli o tym jak zabił brata i utopił w gnojówce przy wielkim kamieniu, a smak prawdy jest świeży i słodki jak owoc, który nabrzmiewał i dojrzewał przez lata, i czekał tylko na starą Walusiową, żeby wymienić się z nią miejscem na ziemi.

Nikt tu nie czeka na Starszego Walusiów, bo komu by się chciało wytrwać w czekaniu, skoro nawet dom łamie się i kruszy, a haczyki i zapadki, które miały chronić i zachować - teraz są pordzewiałe i pogięte. Kto mógłby go przyjąć z całą prawdą spowiedzi, skoro nawet ten, który tkwi nad głową jak latarnia, jak wywiadowczy satelita  i nie pozwala się ukryć - i tak nigdy nie odkrywa wszystkiego.

 

lut 07 2008 śnieg
Komentarze: 2
 

Od pewnego czasu bardzo dużo pracuję. Nie czuję zmęczenia. Może dlatego, że jem więcej niż kiedykolwiek. Widzę jak podniosła mi się kondycja. Dzisiaj po godzinnym aerobiku, ot tak z marszu,  trzasnęłam sobie dziesięć pompek. Nie wiedziałam, że dam radę zrobić choćby jedną.

Kupiłam kije do nornic walking. Znalazłam w necie instrukcję obsługi. Jestem na pierwszym etapie nauki: potrafię chodzić po domu ciągając kije za sobą ;))).

Jutro ferie. Wyjeżdżam do koleżanki do Świebodzic, na kilka dni.

Mógłby spaść śnieg.

 

sty 27 2008 mrożąca krew
Komentarze: 1
 

Dwa kaczory na cyplu stroszą pióra i jak na komendę przestępują z prawej na lewą nogę.

- A co to za pedalskie tańce? - pytam ze śmiechem.

Ale kiedy brązowy, dryfujący w stronę brzegu korzeń okazuje się być zgrabną, kręcącą kuprem kaczuszką - porzucam niestosowne podejrzenia na rzecz przypuszczeń, że kiedy puszczą lody, tu, na tym cichym, bezpiecznym, ukrytym w szuwarach pasku lądu poleje się gorąca krew.

Tymczasem zimna, rybia już się leje, od kiedy zapuszcza się tu czapla. Sunie nisko, chwiejnie, w gęstniejącym śniegu, który moczy jej pióra, wgniata w nurt i nad kaczym cyplem zmusza do powrotu w stronę ujścia.

I ja muszę wracać. Mam na nogach przemakalne, sportowe buty, więc biegnę na skróty, przez las i wydmy. Na zaśnieżonym zboczu ciemnieje sylwetka mężczyzny. Odbijam w stronę osiedla, próbuję go ominąć, ale on wyraźnie zastępuję mi drogę. Zawracam, pędzę w dół, w stronę rzeki i wtedy słyszę, jak woła moje imię.

- Bałwan, bałwan! - krzyczę i z płaczem wpadam w oblepione śniegiem ramiona R.

 

sty 26 2008 Wiatr
Komentarze: 4
 

Jest ciemny, gwałtowny i łatwo się w nim pogubić. Przyczaja się, czeka aż nacisnę klamkę, a wtedy szarpie drzwi, chwyta za włosy, wciska w usta, odbiera głos. Wyrywa mnie z domu: Wyjdź, spróbuj, może się spełni, zobacz, to niedaleko - w miejscu wskazanym przez gałązki brzozy, gdzie już lecą ziarna piasku, ptasie piórka, patyczki, skruszone igły, strzępki liści, podarta w paski kora.

Ale ja tylko wkładam do miski kość z zupy i czekam aż Paskuda wygramoli się z budy. Potem wracam i wycieram wodę z przewróconego wazonu, z którego Apollo wyjął bukiet wytwornych róż, otulonych przez kwiaciarkę skrawkiem worka na ziemniaki.  Zapalam świeczkę i wlewam do kominka kilka kropel olejku łąkowego. W skrzypiącym domu, w zapachu gotowanej marchewki i suszonej koniczyny - zostajemy z R. sami. Z wiatrem.

 

gru 13 2007 w samo południe
Komentarze: 3
Czekając na ogłoszenie wyroku zauważyłam dwoje ludzi, przytrzymywanych i prowadzonych pospiesznie przez policję, wzdłuż sądowego korytarza. Mieli fioletowe, opuchnięte twarze, wydawali się pijani i agresywni. Mężczyzna spojrzał na mnie i wtedy ich rozpoznałam. To była moja stryjeczna siostra z mężem. Mieszkają w pobliżu. Lata temu, niemal równocześnie urodziłyśmy naszych synów. Przez jakiś czas odwiedzałyśmy się z dziećmi.

A teraz rower i druga praca.
Rano przeżyłam hospitację. Dobrze poszło. Przynajmniej to.

fanaberka : :